08 stycznia 2016

Meine Damen und meine Herren, Herzlich willkommen und Nicht verstehen...

Ponownie kilka słów o uchodźcach. Jak być może się domyślacie w dużej mierze zainspirowane ostatnimi wydarzeniami w Niemczech. Uchodźcy z Syrii urządzają sobie na ulicach Niemiec małe swingers party, Policja jest praktycznie bezradna, media przez jakiś milczą, potem policja celowo nie ujawnia, czy też próbuje nie ujawnić wszystkich faktów. Jeden z pierwszych efektów polityki multi kulti uber alles i solidarność uber alles. Nie trzeba było długo czekać. Incydent, jeżeli tak to można w ogóle określić, daje dużo do myślenia, w każdym razie powinien dać. Ale tenże incydent był to przewidzenia, to była tylko kwestia czasu, podobnie jak kolejne incydenty związane bezpośrednio i pośrednio z obecnością takiej ilości uchodźców są jedynie kwestią czasu. Co jest o wiele bardziej zastanawiające jest paraliż Policji, cisza w mediach, próba ukrycia pewnych faktów przez Policję. 

Niemcy strzeliły sobie w stopę, ba można pokusić się o stwierdzenie, że odcięły sobie całą nogę, ale nic to. Bo jak ja wiadomo nie od wczoraj, jeżeli fakty przeczą ogólnie przyjętej i jedynie słusznej wizji rzeczywistości to tym gorzej dla faktów. Polityczna poprawność uber alles, nicht wa? Jeszcze ciekawsze jest to, że burmistrz niemieckiego miasta, o lewackim rodowodzie, twierdzi, że to wina kobiet. Całkiem dobre, ciekawe czy nadal by tak twierdziła, gdyby 50 arabów, przepraszam uchodźców, pojechało z nią kolejarza? Jest to do sprawdzenia. 

Niemcy mają nie lada problem, ich rząd doprowadził do tego, że nie może zapewnić swoim obywatelom bezpieczeństwa we własnym kraju i moim zdaniem zrobił to z całkowitą premedytacją, lekceważąc głos rozsądku. Ile trzeba do tego, by ludzie wyszli na ulicę, bądź do tego, aby wzięli sprawiedliwość w swoje ręce? 
Czy to wystarczy, aby zaślepieni polityczną poprawnością i pozbawieni instynktu samozachowawczego  piewcy solidarności z biednymi uchodźcami przejrzeli na oczy? Powinno, lecz nie można mieć co do tego pewności, gdyż jak pokazuje przykład pani burmistrz, nawet wydarzenie tego kalibru nie jest w stanie sprawić, by niektórzy ocknęli się  z letargu. 

Prawda jest taka, że w tym momencie zaklinanie rzeczywistości już nic nie da. Bezkrytyczne, hurtowe, wpuszczanie uchodźców było błędem. Przyznajcie się do niego. Nie solidarność, nie tolerancja, multi kulti, czy inne pseudo postępowe gówno powinno wyznaczać kierunki działań w tych trudnych czasach, tylko zdrowy rozsądek połączony z własną racją stanu. Ale nie, po co? Kiedy ktoś zacznie budować płot jest zły, i zacofany, kiedy ktoś powie, że mamy do czynienia ze zorganizowaną inwazją to należy go odsądzić od czci i wiary. 

Tyle o bełkocie. Teraz fakty. Fakty są takie, że jeżeli się nie opamiętacie i jak mówi Max Kolonko "round them up, send  them home", to niedługo będziecie obcymi we własnymi kraju, a wasze miasta rozświetlą łuny płonących samochodów... No chyba, że w większości są nadal ludzie, którzy uważają, że tym qasi uchodźcom należy pomagać i hurtowo przyjmować do Europy.  Jeżeli tak jest to może muszą poczekać aż spalą im samochód, okradną dom lub zgwałcą córkę, choć i wtedy nie wiadomo, piewcy PC i tolerancji to bardzo dziwne istoty, wyjątkowo odporne na wiedzę.... 

19 listopada 2015

Solidarite

Witam po długiej przerwie. Chroniczny brak czasu oraz wewnętrzne odczucie, tego, że wszystko już było, a więc nie ma sensu o tym pisać po raz kolejny w dużej mierze przyczyniły się do tak długiego okresu "milczenia". 
To o czym dziś napiszę, w gruncie rzeczy, nie będzie niczym specjalnie nowym, w szczególności dla stałych czytelników tego bloga (o ile tacy jeszcze są). Ostatnie wydarzenia we Francji, jak również sytuacja na świecie i w Europie nie mogą pozostać bez komentarza z mojej strony. 

Zamachy we Francji - tragedia, szok, chęć odwetu, a jednocześnie (w mojej ocenie) brak jakichkolwiek refleksji związanych z bezkrytycznym - bo tak to trzeba nazwać - wpuszczaniem na swoje podwórko uchodźców z Syrii oraz Afryki. Za bezrefleksyjnych rzecz jasna uważam włodarzy państw UE, nie zaś przeciętnego obywatela tychże państw, ale o tym potem. Można powtarzać niczym mantrę, że nie można postawić znaku równości pomiędzy uchodźcami i terrorystami, można bez końca rzucać sloganami o solidarności międzyludzkiej i zasadach humanitaryzmu. Można. Co jednak z instynktem samozachowawczym? Co z uczeniem się na własnych błędach? Czy w imię politycznej poprawności, w imię ogólnie pojętej solidarności międzyludzkiej należy odrzucić wszelkie refleksje oraz wspomniany instynkt samozachowawczy schować głęboko w szafie? Nie wydaje mi się. 

Spójrzmy na fakty. Obecnie fakty świadczą przeciwko obranej przez UE liberalnej polityce wobec uchodźców oraz Islamu ogólnie rzecz biorąc - więc tym gorzej dla faktów. Spójrzmy na to co dzieje się w Szwecji, Danii, Francji, Niemczech. Spójrzmy na społeczności muzułmańskie w tych krajach, które wysuwają coraz śmielsze żądania pod adresem rządów tych krajów. Które nie chcą i nie mają zamiaru dostosować się do obyczajów i praw państw, które je przyjęły, na ludzi, którzy 2 lub 3 pokoleniu nie posługują się językiem kraju w jakim obecnie żyją, ludzi, którzy przeświadczeni są o tym, że IM SIĘ NALEŻY, którzy przeświadczeni są o tym, że mniejszość ma rację. Owszem, można zgodzić się z twierdzeniem, że "papierkiem lakmusowym" współczesnych demokracji jest stosunek do mniejszości. Czy można jednak pozwolić, na to aby w tychże demokracjach mniejszość, nieważne jaka, miała de facto więcej praw niż większość, która (moim zdaniem) w 100% jest autorem "dobrobytu" i struktur państwowych, z których wspomniana wcześniej mniejszość czerpie pełnymi garściami? Jestem przekonany, że nie jest to właściwa droga. Można się zgodzić z twierdzeniem, że skoro jakiś kraj chce nosić miano "cywilizowanego" oraz tolerancyjnego etc., to nie może narzucać swego stylu życia przyjezdnym - jeżeli rzecz jasna zgadza się na ich obecność. W porządku, każdy ma prawo do życia wedle swojego uznania, zwłaszcza w wolnym, demokratycznym kraju. Czy to ma jednak oznaczać, że kraj ten, w imię tejże wolności ma ograniczać wolność swych "rdzennych" obywateli, po to aby nie "urazić" napływowej mniejszości? Nie mogę się tym z zgodzić. Jest to niedorzeczna i niebezpieczna polityka. Nie chcecie się asymilować? (Słowo zdaje się obecnie niepoprawne politycznie, nie wiem, nie nadążam za tą nowomową). W porządku, nikt was nie zmusza, ale to nie zmienia faktu, że nie jesteście "u siebie w domu" i nie możecie oczekiwać, że to my dostosujemy się do was. 
Nie wiem czemu jest to tak ciężkie do zrozumienia, nie wiem również, czemu tak wielu ludzi twierdzi, że tak nie można postępować. Czemu Europa, która nieważne czy to się komuś podoba czy nie, ma chrześcijańskie korzenie, ma nie obchodzić świąt Bożego Narodzenia? Bo nie podoba się to muzułmanom? Trudno, granice pozostają otwarte. Niezrozumiałym dla mnie jest próba wyrzekania się swojego dziedzictwa i stylu życie w imię tolerancji, czy też raczej polityki nie drażnić muzułmanów. 

O roszczeniowej postawie muzułmanów zamieszkujących różne kraje europejskie, z wiadomych względów, nie mówi się zbyt głośno. Jednakże zainteresowani tematem z łatwością dotrą do materiałów przedstawiających ich zachowanie. Nie mówi się głośno w "liberalnych" mediach, nie mówi się głośno na oficjalnych spotkaniach polityków, nie mówi się głośno wszędzie tam gdzie panuje PC. Nie oszukujmy się jednak PC nie panuje wszędzie. Posłuchajcie głosów "normalnych" ludzi, tego co mają do powiedzenia ludzie, którzy na własnej skórze muszą doświadczać skutków polityki solidarności wobec uchodźców. Gwarantuję, że ich głos będzie diametralnie inny od głosu "możnowładców" tego świata. Będzie tak choćby dlatego, że świat, zza prezydenckiego, bądź kanclerskiego biurka wygląda zupełnie inaczej niż świat pana Klausa, któremu emigranci pobili ojca i zniszczyli samochód. Taki tam truizm. 

Na łamach tego bloga wspomniałem już nie raz, że  polityka PC oraz źle pojęta tolerancja będą miały opłakane skutki. Jak już wcześniej wspomniałem, nie wydaje mi się, aby zdrowo myślący człowiek stawiał znak równości pomiędzy uchodźcami a terrorystami. Oczywisćie nie można wykluczyć zagrożenia jakie niesie ze sobą przyjęcie takiej masy ludzi - nie można dokładnie skontrolować każdego. Trzeba jednak myśleć długofalowo. Jakie będą skutki stworzenia muzułmańskich enklaw na terenie UE? Z pewnością nikt nie ma takiego zamiaru, nie wydaje mi się jednak, aby miało to mieć inny finał. Takie enklawy powstaną, a ludzie je zamieszkujący będą wyciągać rękę po benefity socjalne, bo im się przecież należą, to po pierwsze, a po drugie, to ludzie ci świetnie wiedzą jak wykorzystywać system europejskiego rozdawnictwa. Wielu z nich nie chce i nie będzie pracować. Jedyne co będą robić to wysuwać kolejne żądania i "przemocą" wprowadzać swój ład na europejskiej ziemi. 

Dlaczego, jako Europejczycy nie powinniśmy się na to godzić? Ze względu na wspomniany wcześniej instynkt samozachowawczy oraz ze względu na to, że jeśli tymże instynktem nie wykażemy to będzie to oznaczało kres Europy jaką znamy. Dlaczego nie powinniśmy się na to godzić? Dlatego, że w relacjach świat zachodni islam nie występuje zasada wzajemności. Wyobrażacie sobie sytuację, w której w Europie wybucha wojna pomiędzy jakimiś krajami, a obywatele jednego z tych krajów masowo udają się do jakiegoś z krajów muzułmańskich? Ten przyjmuje ich z otwartymi rękami, daje zasiłki i pozwala kultywować swoją religię, obyczaje, budować kościoły? Absurd, prawda? Spójrzmy prawdzie w oczy "wojna cywilizacji", która, nota bene, toczy się już od dawna, weszła w nową fazę. Pytanie tylko, czy wyjdziemy z tej wojny obronną ręką? Na razie przegrywamy bitwy, co oczywiście nie znaczy, że nie możemy wygrać wojny, piłka jest ciągle w grze. Aby jednak tę wojnę wygrać trzeba przejrzeć na oczy. Zrzucić z nich bielmo politycznej poprawności i tolerancji ponad wszystko. 

Będąc przy tym temacie nie mogę nie wspomnieć o postawie Martina Schulza, który w bardzo ostry sposób skrytykował nasz rząd i kraj w związku z wypowiedzią dotyczącą przyjęcia uchodźców. Pan Schulz twierdzi, że: "kiedy Polska czuje się zagrożona przez Rosję i domaga się więcej broni, żołnierzy i funduszów, Europa jest solidarna. Ale w takiej sytuacji nie można nagle przyjść i powiedzieć, że uchodźcy to tylko problem Niemców i nie ma się z tym nic wspólnego". Po pierwsze, Panie Schulz, łatwo jest szafować hasłami takimi jak solidarność kiedy jest się jednym z bogatszych państw w Europie. Ale skoro o solidarności mowa, to który z krajów zablokował Polsce rynek pracy na 7 lat z obawy przed zalewem taniej siły roboczej? Nie były to przypadkiem Niemcy? Piękny przykład solidarności, cały świat może się od was uczyć. Czy uchodźcy to tylko problem Niemców? Nie, nie tylko, nie ukrywajmy jednak problem ten Niemcy mają na własne życzenie, a teraz, gdy powoli przestają sobie z nim radzić, próbują narzucić swoje zdanie innym krajom UE. Nie wydaje mi się jednak, aby p. Shulza należało traktować poważnie, gdyż ma on już na swoim koncie inne, kuriozalne wypowiedzi, takie jak: "solidarność w Europie w sprawie imigrantów trzeba od krajów unijnych egzekwować siłą". Fakt, Niemcy mogą się pochwalić pewną historią rozwiązań siłowych... bez komentarza. 

Solidarność jest pięknym hasłem, powiem więcej, solidarność w praktyce również jest piękna. Nie można jednak posługiwać się tą piękną ideą po to, aby podcinać gałąź, na której się siedzi. Jakie zobowiązania ma Europa w stosunku do Syrii? Nie wiem. Czemu mamy strzelać gole do własnej bramki? Również nie wiem. Wiem za to, że prawdą okazuje się twierdzenie: o rzeczach oczywistych nigdy za mało. Powiedzmy sobie jasno, dorabianie ideologii do czegokolwiek, tam gdzie jej de facto nie ma, zawsze jest szkodliwe. Tak właśnie dzieje się UE. Nie raz wspomniałem o tym, że UE jako byt oparty na wolnej wymianie handlowej, oparty na podstawach ekonomicznych funkcjonowałby o wiele lepiej. Niestety od lat UE sztucznie dorabia do swego istnienia ideologię. Multikuliti i keine grenzen. Keine grenzen jest fajne jak się podróżuje, nie oszukujmy się jednak, jakieś granice muszą być. Nie oszukujmy się, nie da się zbudować jedności tylko dlatego, że mamy UE i fajnie by było jakby wszyscy się złapali za rączki i radośnie pląsali w kółeczku. Moja ocena tego jest taka: całą tą ideologię jedności europejskiej oraz te wyimaginowane wartości, które mają być filarami UE można o kant dupy  potłuc. Historia pokazuje, że jak przychodzi co do czego, to solidarność pozostaje na papierze, a każdy gra do swojej bramki. My Polacy przekonaliśmy się o tym nie raz, bo przecież kto by chciał umierać za Gdańsk? Więc nie mówcie nam nic o solidarności, bo coś o tym wiemy...

03 listopada 2013

Soul Food.

Witam i zapraszam do zapoznania się z teledyskiem grupy Bracia Figo Fagot o wdzięcznym tytule Pisarz Miłości. 

22 czerwca 2013

O NFZ słów kilka...

... czyli znów o tym, że jest do dupy. Wiem, powtarzam się i to nawet po tym jak postanowiłem, że nie będę tego robił. Jak widzicie potrzeba komentowania smutnej, polskiej rzeczywistości jest silniejsza niż potrzeba niepowtarzania się. 

Dziś będzie o NFZ (między innymi). Sądzę, że każdy, kto miał wątpliwą przyjemność, lub innymi słowy był zmuszony, do korzystania z usług NFZ (ściślej z usług finansowanych z NFZ) może śmiało dorzucić swoje kilka groszy. Choć może lepiej by było powiedzieć kolejną łyżkę dziegciu.Problem w tym, że skoro mowa o dziegciu, to powinien też być miód, przynajmniej tak mi się zdaje. 

Miodu jednak ze świecą szukać. Jeżeli jeszcze jakiś jest, to leży przykryty grubą warstwą dziegciu, żalu i ludzkich łez. Ludzie umierający z powodu braku refundowanych leków, braku miejsca w szpitalach, lub nieprzyjęcia na oddział, dlatego, że NFZ nie widzi sensu ani potrzeby żeby ich leczyć, ludzie bijący się o to, by zapisać na wizytę u specjalisty (z terminem wizyty za rok). 

Można by długo wymieniać, nie ma chyba to jednak sensu, gdyż jak już wcześniej wspomniałem, Ci którzy mieli styczność ze "służbą zdrowia" w Polsce doskonale wiedzą o co chodzi. Pytanie tylko po co nam kolejna instytucja, która nie wywiązuje się z powierzonych jej zadań? Pomijając oczywiście miejsca pracy dla krewnych i znajomych królika oraz fakt, że w tym kraju nic nie działa, a jedną z naczelnych zasad jest - pomyśl logicznie, zrób odwrotnie. Rzecz jasna NFZ zazwyczaj nie widzi problemu, gdyż zwiększa limity i co rok daje więcej pieniędzy, no i w ogóle, czego od nas chcecie? 

Jak już zapewne wiecie jestem zwolennikiem prostych rozwiązań. A więc jeśli coś nie działa to należy to naprawić, a jeśli czegoś nie da się naprawić, to należy to wypieprzyć do kosza. Czy NFZ da się naprawić? Szczerze wątpię. Należy więc wziąć dużo kijaszków i rozgonić towarzystwo w cztery strony świata. Innymi słowy, "bezpłatna" służba zdrowia to fikcja. W praktyce NFZ nie finansuje prawie niczego, więc pozostaje nam albo leczyć się prywatnie, płacąc z własnej kieszeni - czyli drugi raz, bo przecież płacimy składki na NFZ, albo płacić pod stołem, by dostać się do specjalisty, lub na stół operacyjny zanim zdążymy zasilić szeregi wąchających kwiatki od dołu. Czytaj: jak masz pieniądze, to możesz kombinować, a jak ich nie masz, to usiądź spokojnie w kącie i czekaj na śmierć - oddasz państwu przysługę odciążysz ZUS. 

Ubezpieczenie zdrowotne powinno być dobrowolne, a nawet jeśli nie, to powinniśmy mieć wolny wybór w kwestii tego, gdzie i za ile chcemy się ubezpieczyć. Żyjemy w końcu, teoretycznie, w wolnym kraju opartym na zasadach demokracji i gospodarki wolnorynkowej. Stwórzmy więc wolność i wolny rynek ubezpieczeń medycznych i skończmy z fikcją darmowej służby zdrowia. Nie od wczoraj faktem jest (na co zwrócił uwagę specjalista z dziedziny ekonomii, którego nazwiska nie pamiętam), że najdroższe rzeczy to te, które są "darmowe". Poza tym, nie oszukujmy się, jak to mawiają Jankesi: "nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch". Koniec i kropka. Za darmo można w ryj dostać, nic więcej. Czemu wspomniani Jankesi, którzy jakby na to nie patrzeć żyją w kraju o wiele bogatszym od Polski nie posiadają wspaniałego wynalazku darmowej służby zdrowia? Może dlatego, że zdają sobie sprawę, że jest to zbyt dużym obciążeniem dla budżetu, czytaj workiem bez dna. Może, nie wiem, tak tylko zgaduję. 

Plusów wprowadzenia dobrowolności ubezpieczenia medycznego lub choćby "uwolnienia" rynku ubezpieczeń zdrowotnych jest wiele. Gdyby ubezpieczenie było dobrowolne, to każdy decydowałby czy i za ile ma się ubezpieczyć. Ludzie w różnych etapach swojego życia, w zależności od potrzeb sami decydowaliby ile pieniędzy chcą wydawać na ubezpieczenie. Np. chodzę do lekarza 3 razy w roku, wykupuję "pakiet minimum" za 100 złotych. Chodzę często, wykupuję za pakiet za 500, albo jak mam pieniądze i fantazję pakiet "platynowy" za 2000, w którym mam masaże, wi-fi i room service - moje pieniądze moja sprawa. Proste jak konstrukcja cepa. Ludzie mają więcej pieniędzy, bo nie są im zabierane i marnotrawione przez NFZ, a więc mogą więcej wydać lub zaoszczędzić. Jeżeli więcej wydają, to pobudzają gospodarkę, rośnie produkcja, rośnie zatrudnienie, rosną płace. Jeżeli więcej oszczędzają to np. nie muszą brać kredytu, albo mogą wziąć mniejszy. Wszystko na plus. Ktoś zapewne powie, a co z tymi co się nie ubezpieczą? Ich sprawa. Albo dajemy ludziom wolność wraz ze świadomością tego, że będą musieli ponieść konsekwencje swoich działań, albo prowadzimy ich za rączkę od kołyski aż po grób. Oczywiście jest duża rzesza zwolenników prowadzenia za rączkę, gdyż jak wiadomo, ludzi, których prowadzi się za rączkę jest łatwiej kontrolować. 

Zdaję sobie sprawę, że to o czym piszę to czyste mrzonki, gdyż nie ma w Polsce polityka, który odważyłby się publicznie opowiedzieć za likwidacją obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego. Innym problemem jest, że nie ma w Polsce, wg mnie, ludzi którzy potrafiliby rządzić, są jedynie tacy, którzy potrafią "politykować". I w tu jest pies pogrzebany, bo żeby coś zmienić, trzeba mieć jaja i trzeba potrafić rządzić, a nie bić pianę i kombinować jak tu wygrać następne wybory. Posługując się cytatem: "Wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić." Niestety ciągle aktualne. 

Może, gdyby znalazł się jakiś polityk, który miałby choć szczątkowe pozostałości kręgosłupa, to może, może próbowałby uwolnić rynek ubezpieczeń. Co także byłoby dobre, bo jak nie od wczoraj wiadomo, tam gdzie jest konkurencja, tam klient (w tym wypadku chory) ma lepiej. Bardzo prosta zasada. Niestety zasada - pomyśl logicznie, zrób na odwrót - ponownie wiedzie prym. 

Skoro mowa o wolnym rynku, wolności i ubezpieczeniach, to nie mogę nie wspomnieć o ZUS. Instytucja równie genialna i wydajna w swych działaniach co NFZ. Moje postulaty są takie same jak w odniesieniu do NFZ. Rozwiązać, znieść obowiązek ubezpieczenia, wprowadzić możliwość wyboru ubezpieczenia. Argumenty takie same jak opisane powyżej, korzyści także. Swoją drogą, to ciekawi mnie nie od wczoraj, dlaczego w naszym kraju zupełnie legalnie funkcjonuje instytucja, która de facto działa na zasadzie piramidy finansowej? 

16 czerwca 2013

Polska walcząca.

Witam. Długo zbierałem się do tego, aby zasiąść przed klawiaturą i napisać tego posta. Dlaczego? Przyczyn jest wiele. Jedną z nich jest to, że znów będę się powtarzał, drugą to, że temat jest w gruncie rzeczy przykry. Chodzi o Polskę i o Nas. 

Z przykrością (dyplomatycznie rzecz ujmując) śledzę kolejne doniesienia prasowe, na podstawie których nie można dość do innego wniosku niż ten, że  nierządem Rzeczpospolita stoi. To także jest bardzo dyplomatyczne ujęcie problemu, bo "macie tu koleżanki niezły burdel" też całkiem dobrze pasuje. Problem jest bardzo złożony, można by rzecz systemowy. Systemowy, bo zaczyna się na samej górze, patrz ogólnie pojęty rząd i instytucje państwowe, a kończy na szarym Kowalskim, Ujmując rzecz zwięźle tu po prostu nic nie działa. Przyczyn jak zwykle jest wiele. Jest jednak coś, co ostatnio bardzo zwróciło moją uwagę. 

Weźmy przypadki, w których giną ludzie, bo nikt nie chce wysłać do nich karetki, albo nie chcą kogoś przyjąć do szpitala, albo zlecić badania na 10 złotych (Ci którzy oglądają wiadomości, wiedzą o jakich przypadkach mowa). Jakiś kozioł ofiarny się zawsze znajdzie, kogoś się odwoła, komuś być może zostaną postawione zarzuty, a potem będzie się szukało sposobu na naprawienie "systemu". Na ulepszenie procedur, ustanowienie nowego prawa, nowych regulacji. I tak dalej. Chyba mało kto dostrzega, że najlepsze prawo i procedury nic tu nie dadzą, bo (przynajmniej wg mnie) nie to jest tu najsłabszym ogniwem. Najsłabszym ogniwem (nie tylko w tych sytuacjach, ale także w wielu innych, kuriozalnych sprawach, w których cierpią ludzie) jest tu człowiek. Żadne procedury nie pomogą jeżeli nie będzie człowieka, który potrafi się wykazać dobrą wolą i rozsądkiem. 

To przede wszystkim ludzie zawiedli. Ludzie, którzy mają wszystko w dupie, ludzie dla których sposobem na życie jest "spychologia" i "tomiwisizm". Niestety, ze smutkiem, można stwierdzić, że jest to ideologia życiowa większości Polaków. Człowieka nie da się "naprawić" procedurami i zmianami prawa. Rzecz jasna ustalenie "odpowiednich" procedur jest o wiele łatwiejsze niż naprawa ludzkiej duszy. Ot taki, prosty jak konstrukcja cepa, dupochron. 

Co by nie mówić, to polska dusza wymaga naprawy, co ja mówię, generalnego remontu. Co chcę przez to powiedzieć? To, że możemy do końca świata i jeden dzień dłużej mówić, że w Polsce jest tak, a nie inaczej ze względu na położenie geopolityczne, historię, plamy na słońcu i złą wilgotność powietrza. Ale to nic nie da, dlatego, że rzeczywistość można zaklinać do woli, a ona i tak pozostanie niewzruszona. Prawda jest taka, że jesteśmy sami sobie winni. To, że w Polsce jest tak, a nie inaczej jest naszą winą. Tego jacy jesteśmy i tego, że nie chcemy się zmienić. Tego, że sami jesteśmy swoim największym wrogiem (nie żebyśmy nie mieli innych) i że nie zanosi się na to, abyśmy mieli zamiar coś z tym fantem zrobić. 

Cytowana przeze mnie w jednym z wcześniejszych postów "Modlitwa Polaka" z filmu "Dzień Świra" zdaje się wyznaczać światopogląd i modus operandi 90% naszego narodu. Aby nie cytować samych filmów powiem za Churchillem "Pozostaje to tajemnicą i tragedią historii że naród [Polacy] gotów do wielkiego heroicznego wysiłku, uzdolniony, waleczny, ujmujący powtarza zastarzałe błędy w każdym prawie przejawie swoich rządów. Wspaniały w buncie i nieszczęściu, haniebny i bezwstydny w triumfie. Najdzielniejszy pośród dzielnych, prowadzony przez najpodlejszych wśród podłych". Część, którą podkreśliłem uważam za najbardziej trafną. Ujmując rzecz mniej poetycko - wszystko potrafimy spierdolić. Tak było kiedyś i tak jest teraz. 

Przykład, który powraca jak zły szeląg (jeden z wielu rzecz jasna) - autostrady. Po raz kolejny, kolejny odcinek drogi A ileś tam nie może być dokończony, bo wykonawca X (kolejny) zbankrutował. Ogłaszamy więc nowy przetarg, wypowiada się p.o. dyrektora GDDKiA i oświadcza, że najważniejszym kryterium będzie cena (kolejny raz) gdyż chodzi o publiczne pieniądze. Dum, dum, dum... Pojęcie uczyć się na własnych błędach w tej szerokości geograficznej nie istnieje. Tu istnieje jedynie pojęcie powtarzania tych samych błędów do usrania. O ile każdy, trzeźwo myślący człowiek widzi, że to droga donikąd, to nikt niczego nie zrobił aby to zmienić - w każdym razie nic mi na ten temat nie wiadomo. 

Czemu tak jest? Ciężko powiedzieć. Moją odpowiedzią jest bliżej nieokreślona, genetyczna choroba duszy, przenoszona rzecz jasna drogą płciową. Lekarzy od dusz chyba nigdy nie brakowało, ale historia pokazuje, że w znakomitej większości byli to szarlatani, teraz chyba nie jest inaczej. To, że duszę jest ciężko uleczyć jest jednym problemem. Drugim jest to, że taki stan rzeczy jest bardzo wielu osobom na rękę. Wszystkim tym, którym pasuje ten mafijno-koteryjny sytem, suto okraszony nepotyzmem z sitwokrajcą na deser. Zresztą co tu dużo mówić, "chorymi" ludźmi o wiele łatwiej kierować. Po co więc szukać leku na tego wirusa, który trawi nasz naród i kraj? Jest z nami od tylu lat. Wyhodowany na własnej piersi i krwawicy, Twój prywatny wróg... Dany Ci w genach, wyssany z mlekiem matki. 

A prościej? Prościej jest tak: koń jaki jest każdy widzi, a to co się dzieje w kraju nad Wisłą wystarczyłoby za scenariusze dla 100 klonów Stanisława Barei. (Rimshot). 

06 stycznia 2013

I jeszcze jeden i jeszcze raz....

Witam w nowym roku. Nie sugerujcie się tytułem posta, nie będzie o libacjach alkoholowych, tylko o rasizmie. Pomimo tego, że obiecywałem sobie nie pisać kolejny raz o tym samym, to kolejny raz nie mogę się powstrzymać. Oto, we Francji wybrano miss i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest ona biała. Ktoś może się spytać, dlaczego jest to dziwne? A dlatego, że "wybór miss Burgundii jest niezgodny z urodą typową dla dzisiejszej Francji" i "odmawia istnienia francuskich obywateli afrykańskiego pochodzenia". Dobre, nieprawdaż? A więc, jako, że Francji i w jej zamorskich terytoriach żyje wielu czarnych, no to jeżeli na miss zostanie wybrana biała dziewcznyna to będzie to rasizm i wybór polityczny. Jeśli zaś czarna, to już na pewno nie. Proste prawda? Proste, gdyż jest to mechanizm, który zawsze działa tak samo. Na początku o coś chodzi, wolność, walkę z dyskryminacją itd. itp. Jak już nie ma dyskryminacji itd. to pozostają 2 opcje. Wykorzystanie tzw. "karty", którą się gra (może być to karta rasowa, etniczna, płciowa - nie ma to znaczenia) do tego, aby zdobyć w łatwy sposób wpływy, a co za tym idzie pieniądze. Dosyć ludzkie - każdy lubi się nachapać. Pozostaje jednak jeszcze jedna opcja. Doprowadzić daną ideę do granic absurdu. 

W konkursie piękność - czyli w wielce subiektywnym wyborze "najładniejszej" dziewczyny wygrywa ta biała, a skoro startowały też czarne, to sprawa jest jasna - rasizm. Na pewno na backstage czeka KKK. Niech wybiorą czarną, ale co jeśli wtedy organizacje reprezentujące żółtych powiedzą, że to też rasizm? Czy wtedy to już nie rasizm? Sam już nie wiem, trocgubię w meandrach politycznej poprawności, czy cholera już wie czego. Jest jeszcze jedna kwestia, o której należy wspomnieć, być może Rada Organizacji ds. Czarnych nie wzięła pod uwagę jednego czynnika. Może w wyborze miss to nie kolor skóry miał kluczowe znaczenie. Może była to jakiś inny ukryty talent, który niekoniecznie musi być zależny od koloru skóry? No, ale to tylko moje domniemania

Na koniec pozwolę sobie zacytować komentarz do tego newsa:
"Rasizm wymyślili biali.
Teraz kolorowi pokażą białym jak trzeba go udoskonalić"!  
 

26 listopada 2012

Originals In Music.

Zapraszam na nowy cykl (jeśli starczy czasu), czyli małą, muzyczną podróż w czasie. Wszystko już było, w muzyce także, więc wiele z rzeczy, które można usłyszeć to albo przeróbki, albo kawałki, w których użyto sample z innych kawałków, a jeszcze potem ktoś zrobił tego cover... 

Dziś Cameo i Word Up.

Najpierw temat filmowy, który posłużył za inspirację do kawałka Cameo. Ennio Morricone - The Good, The Bad and The Ugly,1967.



Teraz Cameo - Word Up, 1986.



Kool Moe Dee - Wild Wild West, 1987. 

 

Chunky A - Owwwww! 1989. 



Gun - Word Up, 1994



Mel-B - Word Up, 1999. 



Das Bo - Turlich, Turlich, 2000. 

 

Korn - Word Up, 2004.



Jan Delay & Disko No. 1 - Turlich, Turlich, 2007. 



Freestylers - Push Up Word Up, 2008.