Ostatnio doszedłem do wniosku, że żyjemy na planecie masek. Nie jest to może specjalnie odkrywcze, ale cóż, podobno wszystko już było...
Podążamy przez życie kryjąc w zanadrzu arsenał masek na każdą okazję. Miliony sytuacji i powodów, miliony masek i tylko jedna gra - maskarada. Ma wiele imion i twarzy, nieważne jednak jak ją nazywamy, kurtuazja, hipokryzja, konieczność, spryt, czy też wyrachowanie, jej istota pozostaje niezmieniona.
Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że towarzyszy nam od zarania dziejów, że jest tak samo stara jak ludzkość. Nic dziwnego, że trudno sobie wyobrazić sobie świat bez masek.
Maskarada często bywa kluczem do sukcesu, jest zwykłą koniecznością, czasem terapią, jest częścią nas. Czy jest czymś złym? Ludzka natura zawsze miała ciemną stronę, która przejawia się w każdej dziedzinie naszego życia. Nie sądzę jednak aby sam fakt zakładania maski był czymś złym, czymś o czym można powiedzieć, że zawsze jest złe. Zależy kto kiedy zakłada jaką maskę, zależy w jakim celu. Często używamy masek aby okłamywać innych, nic nowego, prawda? Co jeśli używamy ich aby okłamywać samych siebie?
Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że poprzez ciągłe noszenie masek traci swoją tożsamość, zapomina jak wygląda ich własna twarz.
Dość oczywistym i naturalnym jest to, że nie chcemy pokazać swojej prawdziwej twarzy innym, że ukrywamy przed światem prawdę o sobie. Nawet jeśli decydujemy się przed kimś otworzyć, pozostawiamy sobie wyjście awaryjne, małą maseczkę lub dwie, tak na wszelki wypadek. Bardzo ludzkie...
Tak samo ludzkie jak skrywanie prawdy o sobie przed samym sobą. Chyba najtrudniej jest spojrzeć w oczy samemu sobie. Gdy z wielkim trudem zrzucisz ostatnią maskę, pokonasz ostatni bastion, to odbicie w lustrze wcale Ci się nie spodoba. Prawda potrafi być bardzo bolesna, zwłaszcza ta, która długo nie widziała światła dziennego, zwłaszcza ta o nas samych.
Jak już nie raz wspominałem ignorancja to rozkosz, a prawda dla zdecydowanej większości wcale nie jest wartością samą w sobie. Mało kto decyduje się aby jej szukać, mało kto potrafi udźwignąć jej brzemię. W życiu wszystko ma swoją cenę, a cena prawdy potrafi być bardzo wysoka. Brak popytu nie dziwi.
Mimo wszystko twierdzę, że za prawdę o samym sobie warto zapłacić. Oczywiście mogę się mylić, może nie ma już nas, nie ma twarzy, może pozostały tylko maski? Może nigdy nie było twarzy, może ta oryginalna twarz była tak straszna, że trzeba było ją ukryć? Nie wiem...
Wolę jednak wierzyć w to, że mam twarz, że to co widzę w lustrze nie jest kolejną maską.
I choć jak już wcześniej wspomniałem nie potrafię sobie wyobrazić ludzkości funkcjonującej bez masek, to często zastanawiam się jakby wyglądał świat gdyby maski nie istniały. Na pewno ciekawie... Myślę, że na pewno byłby lepszym miejscem, gdybyśmy nie musieli zakładać ich tak często, gdybyśmy byli zdolni patrzeć sobie w oczy.
Ktoś może powiedzieć, że walę głową w mur, być może, jednak jak to powiedział Kisiel, walenie głową w mur ma to do siebie, że ma wielką wartość poznawczą....
Podążamy przez życie kryjąc w zanadrzu arsenał masek na każdą okazję. Miliony sytuacji i powodów, miliony masek i tylko jedna gra - maskarada. Ma wiele imion i twarzy, nieważne jednak jak ją nazywamy, kurtuazja, hipokryzja, konieczność, spryt, czy też wyrachowanie, jej istota pozostaje niezmieniona.
Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że towarzyszy nam od zarania dziejów, że jest tak samo stara jak ludzkość. Nic dziwnego, że trudno sobie wyobrazić sobie świat bez masek.
Maskarada często bywa kluczem do sukcesu, jest zwykłą koniecznością, czasem terapią, jest częścią nas. Czy jest czymś złym? Ludzka natura zawsze miała ciemną stronę, która przejawia się w każdej dziedzinie naszego życia. Nie sądzę jednak aby sam fakt zakładania maski był czymś złym, czymś o czym można powiedzieć, że zawsze jest złe. Zależy kto kiedy zakłada jaką maskę, zależy w jakim celu. Często używamy masek aby okłamywać innych, nic nowego, prawda? Co jeśli używamy ich aby okłamywać samych siebie?
Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że poprzez ciągłe noszenie masek traci swoją tożsamość, zapomina jak wygląda ich własna twarz.
Dość oczywistym i naturalnym jest to, że nie chcemy pokazać swojej prawdziwej twarzy innym, że ukrywamy przed światem prawdę o sobie. Nawet jeśli decydujemy się przed kimś otworzyć, pozostawiamy sobie wyjście awaryjne, małą maseczkę lub dwie, tak na wszelki wypadek. Bardzo ludzkie...
Tak samo ludzkie jak skrywanie prawdy o sobie przed samym sobą. Chyba najtrudniej jest spojrzeć w oczy samemu sobie. Gdy z wielkim trudem zrzucisz ostatnią maskę, pokonasz ostatni bastion, to odbicie w lustrze wcale Ci się nie spodoba. Prawda potrafi być bardzo bolesna, zwłaszcza ta, która długo nie widziała światła dziennego, zwłaszcza ta o nas samych.
Jak już nie raz wspominałem ignorancja to rozkosz, a prawda dla zdecydowanej większości wcale nie jest wartością samą w sobie. Mało kto decyduje się aby jej szukać, mało kto potrafi udźwignąć jej brzemię. W życiu wszystko ma swoją cenę, a cena prawdy potrafi być bardzo wysoka. Brak popytu nie dziwi.
Mimo wszystko twierdzę, że za prawdę o samym sobie warto zapłacić. Oczywiście mogę się mylić, może nie ma już nas, nie ma twarzy, może pozostały tylko maski? Może nigdy nie było twarzy, może ta oryginalna twarz była tak straszna, że trzeba było ją ukryć? Nie wiem...
Wolę jednak wierzyć w to, że mam twarz, że to co widzę w lustrze nie jest kolejną maską.
I choć jak już wcześniej wspomniałem nie potrafię sobie wyobrazić ludzkości funkcjonującej bez masek, to często zastanawiam się jakby wyglądał świat gdyby maski nie istniały. Na pewno ciekawie... Myślę, że na pewno byłby lepszym miejscem, gdybyśmy nie musieli zakładać ich tak często, gdybyśmy byli zdolni patrzeć sobie w oczy.
Ktoś może powiedzieć, że walę głową w mur, być może, jednak jak to powiedział Kisiel, walenie głową w mur ma to do siebie, że ma wielką wartość poznawczą....