26 grudnia 2008

Krótko o alternatywie.

Po raz kolejny nie zgadzam się z posłanką Senyszyn. Może to nieco trywialne i truistyczne ale uważam, że alternatywa zawsze jest! Np. alternatywa dla p. Senyszyn jest bardzo prosta - SPIERDALAJ!

Wybaczcie poetyckość formy, ale krew mnie zalewa, gdy czerwona gnida (nie pierwszy raz) śmie przedstawiać prawdy objawione na temat wiary, świąt, religijność etc. Gdyż jak wiadomo każdy czerwony to antychryst i swołocz, więc kolejny raz (poetycko rzecz ujmując) - MORDA W KUBEŁ!

24 grudnia 2008

Małe kroki...

Kobiety zawiodły się na Obamie! Organizacje kobiece w USA podniosły larum, gdyż ilość kobiet w gabinecie Obamy ich zdaniem jest nieodpowiednia. W pełni się zgadzam, jest ich o 5 za dużo! A tak na poważnie, to, jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, Obama dobierając swój gabinet kierował się umiejętnościami poszczególnych ludzi, a nie tym jaką mają płeć. Należy podkreślić, że jest to rozwiązanie ze wszech miar wskazane i sensowne, które w pełni popieram. Wydaje mi się, że każdy, choćby średnio rozsądny człowiek, zdecydowałby się na podobne kryterium przy wyborze ludzi, z którymi będzie współpracował.

Rzecz jasna przedstawicielki nurtu, jak to trafnie określił JKM, feminazimu nie są pocieszone tym faktem i twierdzą, że "jest to gigantyczny krok wstecz". Czy środowiska kobiece w Stanach naprawdę liczyły na bezkrytyczny barter? Poparcie za miejsca w gabinecie? Nie wiem. Jeśli tak, to wykazały się niezwykłą naiwnością. Wiem za to, że roszczeniowa postawa reprezentowana przez te środowiska jest co najmniej niepokojąca. Jakiś czas temu czytałem o pomyśle, chyba szwedzkim, aby kobiety miały ustawowo zagwarantowane 50% miejsc w każdej partii zasiadając w parlamencie (o ile mnie pamięć nie myli). Pomysły tego typu są jawnym zamachem na demokrację, nie wspominając o tym, że można by je umieścić w encyklopedii pod hasłem dyskryminacja. Niech posłuży to jako smutny przykład tego o czym mówię od dawna, zazwyczaj Ci, którzy najgłośniej i najzacieklej walczą z "dyskryminacją" okazują się być faszystami pierwszego sortu. Kobiety mogą startować w wyborach na tych samych zasadach co mężczyźni, mają także prawo głosu, więc jeśli (hipotetycznie) do parlamentu nie dostanie się ani jedna, można albo zwalić winę na mężczyzn (którzy są przecież odpowiedzialni za całe zło na świecie, z gradobiciem włącznie), albo usiąść i zastanowić się co robimy nie tak? Oczywiście wyjście nr 1 jest o wiele łatwiejsze. Jestem szalenie ciekaw, czy jeśli np. grupa zawodowa chirurgów składałaby się w 100% z białych mężczyzn, to czy pewne środowiska byłyby tak samo chętne aby w ramach równouprawnienia znaleźli się tam przedstawiciele rożnego rodzaju mniejszości, po korespondencyjnym kursie zakładania bypassów.

Obamie oberwało się również od środowisk homoseksualnych, dlatego że do wygłoszenia inwokacji podczas zaprzysiężenia na prezydenta wybrał pastora, który, o zgrozo!, nie kryje się ze swoimi konserwatywnymi poglądami vide nie popiera aborcji i homo-ślubów. (A przecież prawo do wyskrobania się jest jednym z podstawowych praw człowieka, przepraszam kobiety). Szczerze powiedziawszy nie sądziłem, że Obamie uda się tak szybko wywołać u mnie "sympatię", albo inaczej, że w ogóle uda mu się wywołać u mnie sympatię. A tu proszę, życie jest pełne niespodzianek!

Gigantyczny krok wstecz? Nie, mały krok w dobrym kierunku....

23 grudnia 2008

Prasówka.

Oto czytamy, iż wg kościoła in vitro jest moralnie naganne. O ile rozumiem, że z pewnych względów obiektywnych kościół nie może przyklasnąć pewnym pomysłom, to niezmienna, krytyczna postawa wobec sztucznego zapłodnienia nieco mnie dziwi. Co jest złego w tym, że ktoś chce mieć dziecko, lecz z pewnych względów musi się w tym celu uciec do metod nieco mniej przyjemnych od tradycyjnych? Co jest moralnie nagannego w tym, że dzięki współczesnej medycynie ludzie, którzy nie mogli mieć dzieci, teraz mogą je mieć? Stanowisko kościoła w tej kwestii uważam za absurdalne. Co się stało z idźcie i rozmnażajcie się? Pomijam fakt, że wg mnie większość ludzi nie powinna się w ogóle rozmnażać, i że być może natura wiedziała co robi, gdy pozbawiła niektórych tej możliwości, co nie zmienia faktu, że nie widzę nic złego w sztucznym zapłodnieniu.

Kolejny zabawny news, wspaniała, niezawodna, szybka i tania Poczta Polska nie radzi sobie z przesyłkami w okresie świątecznym! A to feler westchnął seler! I co nowego? Zima zaskoczyła drogowców, święta zaskoczyły pocztowców, chcieliśmy dobrze a wyszło jak zawsze - Polska, moi drodzy, Polska...

Na koniec zapraszam do zapoznania się artykułem na temat tak zwanego carpoolingu. Cała zabawa polega na tym, aby "podzielić" się z kimś miejscem w samochodzie. Zaiste jest to pomysł szczytny i chrześcijański, a i eko-zjeby z chęcią mu przyklasną. Posiada on jednak jedną wadę. Ktokolwiek wpadł na ten pomysł chyba nie do końca rozumie dlaczego wielu ludzi jeździ samochodami. Dlatego, że zamiast cudzych bąków wolą wąchać własne.

21 grudnia 2008

Dziękuję bogom, że nie urodziłem się niewolnikiem lub feministką!

19 grudnia 2008

Constans.

"- Piotr Pacewicz, jeden z wiceszefów "Gazety Wyborczej", nie wytrzymał. Wylał kubeł pomyj na laureata nagrody Dziennikarz Roku [...]"

Dobrze wiedzieć, że w przyrodzie ciągle istnieją pewne stałe, w tym przypadku modus operandi Gazety Wybiórczej!

Nie kop pana...

Dziś rano ku mej wielkiej uciesze natrafiłem na newsa o wdzięcznym tytule "12 lat więzienia za klapsa dla dziecka." Pomijając typową (niestety) dziennikarską nadinterpretację/manipulajcę tytułem, sam fakt, że taki projekt zostanie poddany pod głosowanie nie wróży nic dobrego.
Nie dość, że bezhołowie szerzy się w tempie geometrycznym, większość młodzieży zachowuje się gorzej od przysłowiowego bydła, a większość rodziców odsuwa od siebie obowiązek wychowania swoich dzieci, chętnie wyręczając się telewizją, gadżetami, szkołą, etc. Jaki więc obraz możemy namalować jeśli do istniejącego obecnie pejzażu nędzy i rozpaczy dodamy ustawowy zakaz stosowania kar cielesnych? Ci z Was, którzy mają więcej czasu i pieniędzy mogą udać się do krajów, w których pomysły te zostały wprowadzone w życie i dokonać oględzin organoleptycznych. Jeśli jednak ktoś nie dysponuje ani wolnym czasem ani nadmiarem gotówki, a jest gotów uwierzyć mi na słowo, to mogę powiedzieć, że skutkiem takiej polityki jest jeszcze większe "zbydlęcenie" i tak już rozpuszczonej młodzieży, zanik więzów rodzinnych połączonych z wypaczeniem się relacji rodzice dziecko. Skutek tego jest taki, że dzieci wychowują się same, mają własne dzieci w wieku 16 lat, których z oczywistych względów nie mogą dobrze wychować - nawet jeśli by chciały. Reasumując: łajno, łajnitum et omnia łajnitas.

Oczywistym jest, że należy przeciwdziałać ogólnie pojętej przemocy w rodzinie, lecz czy ustawowy zakaz kar cielesnych jest na pewno najlepszym sposobem? Szczerze wątpię. Przysłowiowy klaps, czy też "danie po tyłku" było środkiem wychowawczym od dawien dawna, żeby nie powiedzieć od zarania dziejów i śmiem twierdzić, że nikomu jeszcze nie zaszkodził. Oczywiście nachalnie promowany model cywilizowanego społeczeństwa, w którym nic nikomu nie wolno bo może naruszać czyjeś prawo do czegoś (chyba, że mowa o "mniejszościach" im oczywiście wolno naruszać prawa innych bo przecież są uciemiężeni) nie dopuszcza takiej opcji. Czy mnożenie bezsensownych i szkodliwych przepisów coś zmieni? Owszem, ale na gorsze. Jeżeli ktoś nie widzi tego, że ustawowy zapis tego rodzaju jest de facto powiedzeniem Róbta co chceta, piekła nie ma! Jest albo ślepy albo po prostu głupi, niestety ani jednych ani drugich nie brakuje.

Być może znajdą się tacy, co powiedzą, że przesadzam, widzę wszystko w czarnych kolorach. Niestety obawiam się, że efektem tego typu polityki może być tylko jedno, mianowicie podejście pt.: "Nie kop pana bo się spocisz!" Pamiętajmy jednak, że życie to nie film Stanisława Barei, choć egzystencja w tym kraju ciągle drastycznie go przypomina.

18 grudnia 2008

Prasówka.

Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że tym krajem rządzą sitwy/sitwa, oto kolejny dowód, który pomoże je rozwiać.

A teraz coś z innej beczki. Nowoczesne polskie dzieci. Tytuł mnie zaciekawił, więc klikam i czytam: "[...] Polska w ostatnich latach awansowała do dziesięciu europejskich krajów z największym odsetkiem dzieci mających komórkę [...]" A niech mnie, cholernie dobry wyznacznik nowoczesności. Zwłaszcza, że mam dziwne wrażenie, że istnieje zależność pomiędzy
ilością i dostępnością gadżetów a poziomem funkcjonalnego analfabetyzmu. Za tak pojętą nowoczesność to ja dziękuję.

16 grudnia 2008

Dzień tego i owego.

Wiedzieliście, że jutro jest dzień bez przekleństw? Ja nie wiedziałem! Wiem za to na pewno, że zbyt dużo obecnie jest dni tego i owego. Od pewnego czasu mam wrażenie, że wszystko musi mieć swój dzień.

Kiedyś był dzień dziadka, babci, ojca, matki, kobiet, itd. Dziś natomiast każdy i wszystko musi mieć swój dzień. Dzień bez ... (wpisać używkę, opcjonalnie środek lokomocji), dzień walki z ... (wpisać chorobę, opcjonalnie jakiś "-izm"), dzień ... (wpisać zawód). Każde gówno ma teraz swój dzień. Nie wiem tylko dokładnie po co? Pierwsze i chyba jedyne skojarzenie jakie wpada mi do głowy, to zorganizujmy wielki koncert charytatywny dla ludzi z miejsca, którego nie potrafimy wskazać na mapie, po to aby się lepiej czuć z samym sobą, a następnego dnia mieć to w dupie. Wszystko na pokaz. Patrząc na to wszystko dochodzę do wniosku, że powinniśmy obchodzić tylko jeden dzień, za to przez cały rok, dzień świra...

Będąc przy rzeczach, zgoła bezcelowych, lub, ujmując to inaczej, takich, które można potłuc o kant tyłka, muszę wspomnieć o kolejnej genialnej kampanii jaką popełniło min. MSWiA. Mam na myśli akcję pt. Kocham nie biję. Jedno proste pytanie, do kogo jest ona skierowana?
Do normalnych ludzi, którzy od czasu do czasu dadzą dziecku po tyłku, czy do patologii napierdalającej swoje pociechy sznurem od żelazka? "Normalni" ludzie nie stanowią zagrożenia dla swoich własnych dzieci, a patole i tak mają wszystko w dupie i im dzieci powinno się po prostu zabierać. Kropka. Kolejny raz okazuje się, że Polska jest bardzo bogatym krajem, gdyż stać Ją na wyrzucanie pieniędzy w błoto na każdym kroku.

(No chyba, że wpiszemy tę kampanię w nurt powszechnej kastracji "cywilizowanych społeczeństw". Klapsa dać nie można, czarnego nazwać czarnym nie można, praw dżdżownic ograniczać nie można....)

08 grudnia 2008

Pomysł na "prestiż"

Gdańscy urzędnicy po wielu bezsennych nocach wpadli na pomysł za pomocą, którego pragną podnieść prestiż starego miasta. Panowie! Ja mam o wiele lepszy pomysł! Jeżeli naprawdę zależy Wam na podniesieniu prestiżu tego miasta to wyświadczcie mu i sobie przysługę oddalając się szybko w nieokreślonym kierunku!

07 grudnia 2008

Wyspy, geje i nonsens.

Nie wiem dokładnie dlaczego, ale z ludźmi z wysp jest coś nie tak. Za dobry przykład potwierdzający tę tezę tym razem posłużą Australijczycy. (Bo ile można cisnąć z angoli?) Część mieszkańców Australii kierując się zasadą, mówiącą, że od przybytku głowa nie boli wystąpiła z radosną inicjatywą mającą na celu "stworzenie" dodatkowych płci. Poza powtórzeniem stwierdzenia, że czas apokalipsy jest bliski pozostawiam ten genialny pomysł bez komentarza.

Skoro już jesteśmy przy kuriozach, to chyba po raz pierwszy zgadzam się z gejami! Popieram depenalizację! Wiem, że środowiska gejowskie nie zgodzą się z mną, ale wydaje mi się, że ich już wystarczająco pokarało.

04 grudnia 2008

Stąd do nieskończoności...

...czyli po raz kolejny kikla słów o głupocie i upadku cywilizacji białego człowieka.

Wyobraźcie sobie, że geje i lesbijki będąc oddzielnym rodzajem człowieka potrzebują oddzielnej wersji biblii. Tak, potrzebują specjalnej biblii dla gejów i lesbijek.

Ta normalna jest zła, przesiąknięta heteroseksualną propagandą. Nie propaguje politycznej poprawności i rżnięcia chłopców w dupsko, więc trzeba napisać nową. Co dokładnie znajdzie się w nowej wersji biblii tego jeszcze do końca nie wiadomo, ale zawsze można się domyślać. A może lepiej nie? Po krótkiej chwili zastanowienia stwierdzam, że nie będę snuł hipotez na ten temat, dlatego, że za każdym razem gdy to robię, potem okazuje się, że wszystkie wymyślone przeze mnie bzdurne hipotezy stają się rzeczywistością.

Mam za to propozycję. Wiem, że jest wiele wersji biblii, wiem także, że na wersji dla gejów się skończy. Po co jednak się rozdrabniać i mnożyć istniejące wersje? Czy nie lepiej by było stworzyć coś bardziej uniwersalnego? Proponuję więc biblię dla debili.

...natenczas Bóg stworzył debila.

A reszta to historia...

Bez komentarza.

Pytanie: Co się dzieje, gdy pastuchom daje się do ręki władzę zamiast kijka?

Odpowiedź.

02 grudnia 2008

...kracja po polsku.

Pora na słów kilka o "polskiej egzotyce", czyli o tym jak wygląda demokracja po polsku. Można by ją bez większego problemu, z biegu nazwać dupokracją z racji tego, że po prostu jest do dupy, byłoby to jednak zbytnie uogólnienie.

Polską odmianę demokracji można z powodzeniem nazwać sitwokracją, Ci bardziej spostrzegawczy pewnie zauważyli, że nie jestem autorem tego terminu :) Jak widać na załączonym obrazku artykuł o tym tytule ukazał się w jednym z wydań "Wprost". Traktował on o tym, jak to miejscowe koterie różnego rodzaju szkodzą rozwojowi demokracji oraz utrudniają życie przeciętnemu obywatelowi. Nic odkrywczego, przykra, szara polska codzienność...

Wspomniany artykuł ukazał się, o ile mnie pamięć nie myli, w 2001 roku, treść niestety pozostaje aktualna po dziś dzień. Nie żeby mnie to bardzo dziwiło... Ciągle dziwi mnie jednak ten sposób myślenia, postrzegania świata. Jeżeli się nie mylę to w jednej z książek Ziemkiewicza czytałem, że na dzień dzisiejszy mamy więcej koncesji i tego typu ograniczeń niż w `90 (sic!)
Nie trzeba jednak sięgać po publikacje, zestawienia czy też statystyki aby przekonać się, że nasze państwo za wszelką cenę chce utrudnić obywatelowi życie. Jednym ze sposobów na osiągnięcie tego celu są różnego rodzaju koncesje i obwarowania prawne mające na celu zamknięcie bądź też znaczne utrudnienie dostępu do wielu profesji. Nie mówię tu jedynie o najbardziej znanym zawodzie prawnika, popatrzmy choćby na to ile czasu i trudu kosztuje założenie głupiej działalności gospodarczej. Sprawdźcie jak ta procedura wygląda zagranicą, a jak w Polsce.

Prawdę powiedziawszy to nie ma co się specjalnie rozwodzić. Jak kraj długi i szeroki sitwa na sitwie i sitwą pogania. Nieważne jaka grupa zawodowa, wszędzie znajdzie takie lub inne kółko wzajemnej adoracji gotowe w każdej w chwili utrudnić innym życie lub zatuszować brak profesjonalizmu swoich ziomków. Rzecz jasna wszyscy mają głęboko w dupie wpływ tego rodzaju postępowania na gospodarkę w skali makro (o ile w ogóle w ich świadomości funkcjonuje takie pojęcie). Liczy się jedynie moja dupa i moja kieszeń! Po nas choćby potop... Wolny rynek? Równość szans? Równość wobec prawa? Panie, tu je Polska, na głowę żeś Pan upadł? Nie smarujesz nie jedziesz....

I jak w tym kraju ma być dobrze?

PS
Tak a propos smarowania, przypomniała mi się rozmowa z moim kolegą z Anglii. Rozmawialiśmy o tym ile się zarabia w Polsce i w Anglii. Zahaczyliśmy o lekarzy, powiedziałem, że u nas bajki nie ma, no ale w sumie jak taki jeden z drugim weźmie w łapę to aż tak źle na tym nie wychodzi. Po tym jak już go przekonałem, że nie robię go w bambuko i, że z tym braniem łapówek przez lekarzy to nie żart, usłyszałem: "Ale za co oni mieliby tak właściwie brać te łapówki..."

Jaki z tego wniosek? Podróże kształcą...

27 listopada 2008

Bez komentarza.

Tak jak obok czerwona gnido.

Kilka słów o emigracji.

Stała się dziwna rzecz, nie cud, niemniej fakt godny odnotowania. Otóż natknąłem się na artykuł o emigracji. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że ma on sens!

Nareszcie ktoś postanowił wyłamać się ze szpaleru skundlonych pismaków produkujących artykuliki na zamówienie. No chyba, że tym razem zamówienie było na artykuł, w którym trzeba napisać prawdę, jeśli tak to zwracam honor.

Wbrew temu co stara się wmówić ludziom od ponad roku nie ma i nie było żadnej wielkiej fali powrotów z UK, zwłaszcza ostatnimi czasy, gdy funt drastycznie stracił w stosunku do złotówki. Bo niby dlaczego i do czego ludzie mają wracać? Odpowiedź jest prosta - do niczego. Jeśli dodamy do tego prosty fakt, że gro rodaków wyjeżdżających za chlebem nie należy do typu sentymentalistów od razu widać, że fala powrotów jest po prostu fikcją. Wracają najczęściej Ci, którzy osiągnęli postawione sobie cele, choć i tak wielu się zastanawia. A reszta? Reszta pomimo tego, że niewątpliwie tęskni za ojczyzną raczej nie spieszy się do tego żeby zamienić wygodne życie i godną płacę na rzeźbę w gównie i życie od 1 do 1. Proste, prawda?

Wielkie powroty my ass!

09 listopada 2008

Kanapka z serkiem... :)

Zapraszam na małą porcję rozrywki! A ściślej mówiąc na "sandwicza" z serkiem, vide dlaczego Obama nie zostałby prezydentem w Polsce :-)

01 listopada 2008

Względność czasu w praktyce...

Zapewne wielu z Was słyszało o tym, że czas jest pojęciem względnym, tudzież o tym, że wszystko jest względne. Być może niektórzy z Was sądzą, że ta względność to tylko ściema. Otóż nie! Nic bardziej mylnego, czas jest jak najbardziej pojęciem względnym i są na to dowody!

Podobnoć mamy XXI wiek...

Nie wszędzie...

20 października 2008

100% pure nonsens.

Niejednokrotnie szydziłem z obrońców praw dżdżownic i im podobnych popaprańców. Niejednokrotnie też zadawałem sobie pytanie, co dalej? Jaki absurd zrodzi się w ich przesiąkniętych ultratolerancją głowach? Usnułem kilka teorii - głównie na potrzeby szyderstwa. Jedną z nich była obrona praw marchewek, no bo w sumie to kto wie, może taka marchewka odczuwa ból i nie można jej pozostawić na pastwę losu...

Jako, że są na tym świecie rzeczy, o których się nawet filozofom nie śniło (od razu widać, że nie żyli w naszych wesołych czasach), to kolejny raz na własne oczy ujrzałem "cud" zatytułowany A absurd ciałem się stał...

Tak, tak, nie ma rzeczy niemożliwych! Ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia, bo głupota z całą pewnością już dawno temu przekroczyła wszelkie granice. A co dalej? Wolę nie myśleć...
(Wiem, powtarzam się...)

12 października 2008

You`re havin` a bubble mate, arent ya?!

Zapraszam do obejrzenia materiału zrealizowanego przez CNN w ramach cyklu Eye on Poland, bohaterem jest Pan Bielecki i muszę przyznać, że nie podejrzewałem, że potrafi być tak zabawny, zwłaszcza, gdy porównuje Polskę do zamku, zresztą zobaczcie sami...

09 października 2008

05 października 2008

Potęga smaku, czyli pamięć po komunizmie vol. 2

Jakiś czas temu rozwodziłem się nad kształtem pamięci po komunizmie w polskim społeczeństwie. Skupiłem się wtedy na kwestiach związanych z lustracją oraz na tym jak postrzegają minioną "epokę" młodsze pokolenia. Chciałbym wzbogacić swoje rozważania o mały szkic postaw jakie można zaobserwować u ludzi nieco starszych.

Postawy te należą do nadzwyczaj ciekawych i warto im się bliżej przyjrzeć. Co czyni je tak ciekawymi? To, że występują wyłącznie u szarego zjadacza chleba. Nie u partyjnych aparatczyków, czerwonego betonu, byłych ubeków, itp. Innymi słowy u nikogo, kto mógł czerpać realne korzyści z faktu życia w kraju "Demokracji Ludowej".

Mam na myśli wszystkich tych, którym PRL zabrał młodość i większość dorosłego życia, a pomimo tego, z uporem godnym wyższej idei, twierdzą, że za komuny było lepiej!


Niewątpliwie niektórym było lepiej, lecz jak już wspomniałem wyżej nie o nich będzie mowa. Pomówmy o Kowalskim, o Nowaku i pani Jadzi ze spożywczaka... Czy im było lepiej? Ano było... Smutne, ale prawdziwe. Życie to sen wariata, nieprawdaż? Mowa tu sznycie człowieka, któremu niewiele do szczęścia potrzeba. W tym miejscu konieczna jest dygresja, nie chodzi mi o poetycko-filozoficzne ujęcie tego stwierdzenia, nie. Nie mam na myśli ludzi cieszących się szumem drzew i łanów zboża, podziwiających zachody słońca i błękit nieba. Mam na myśli ludzi "ciosanych z kartofla", którzy idealnie wtopili się w socrealistyczny krajobraz. To ci, którzy po kres swych dni będą wychwalać wczasy pod gruszą, m3 w śmierdzącym bloku, talon na małego fiata i pracę spod znaku czy się stoi czy się leży...
Właśnie oni byli i są po dziś dzień wiernymi obrońcami PRL.

I tu jest pies pogrzebany, właśnie dzięki zastępom kartoflanych ludków i im podobnych PRL miał szanse na zaistnienie i na trwanie. Niestety jak pokazuje życie niewielu ludzi jest tego świadoma. Daltoniści i ślepcy oraz demagodzy szerzący relatywizm moralny odwracający kota ogonem, tych nie brakuje. Oni zadbają o to by kaci stali się bohaterami a kundle salonowymi pudelkami. Przecież nie było nic złego w sprzedaniu się czerwonym, donoszeniu, położeniu uszu po sobie i biernym patrzeniu na to jak gnojony i niszczony jest polski naród, skądże, takie były czasy, inaczej się nie dało...

Śmiem wątpić. Byli i tacy, którzy nie stali bezczynnie. Tacy, którzy się nie sprzedali i chcieli walczyć. Ludzie, którzy mieli świadomość tego, że system totalitarny oparty jest nie tylko na aparacie przymusu, wojsku, milicji i skurwysynom z bezpieki. To coś więcej, o wiele więcej. To skomplikowany organizm, sprytna machina, która do poprawnego działania potrzebuje wielu trybów i trybików. Kartoflane ludki jak ulał pasowały do tego by stać się materiałem na trybiki totalitarnej machiny. Twierdzę, że PRL nie byłby tym czym był, gdyby nie rzesze skundlonych "maluczkich", wszystkich tych, którzy położyli uszy po sobie. Mierny, bierny ale wierny - czerwoni wiedzieli jaki "potencjał" drzemie w takich ludziach i świetnie go wykorzystali.

Skundlenie całego narodu nie byłoby możliwe bez ziarna skundlenia, które drzemało w wielu z naszych rodaków, czerwoni stworzyli mu dogodne warunki, by mogło wykiełkować i rosnąć. Gorzkie żniwa zbieramy po dziś dzień.

Jest to dla mnie bardzo przykry fakt, zwłaszcza, że zgadzam się z tezą, że "w gruncie rzeczy była to sprawa smaku".

21 września 2008

Bij helmuta!

Coś z serii czwarty rodzaj prawdy.

To, że sporej części populacji kompletnie poprzewracało się w dupach wiadomo nie od wczoraj. Nie znaczy to jednak, że nie powinno się o tym mówić!

Oto czytamy, że wg Komitetu Helsińskiego premier Donek odbiera pedofilom "człowieczeństwo a w rezultacie podstawowe prawa". Jakie to smutne. Jakie to smutne, że są na tym świecie ludzie, którym się wydaje, że ktoś kto gwałci dzieci zasługuje na jakiekolwiek prawa. No może poza jednym, ma prawo smażyć się w piekle. Jako, że kwestie tego co i czy w ogóle kogo czeka w zaświatach należą do spornych, to na razie nie będę się nimi zajmował. Chcę z całą stanowczością stwierdzić, że
w moich oczach ludzie dopuszczający się gwałtu na dziecku automatycznie pozbawiają się wszelkich praw. Nazwałbym ich bydlętami, gdybym jednak to zrobił byłbym bardzo niesprawiedliwy w stosunku do zwierząt. Dla mnie ludzie ci mają tyle samo praw co psie gówno na środku chodnika. Trzeba je zamieść i wyrzucić do śmieci, bo inaczej ktoś może w nie wdepnąć. Wiem, że obrońcy praw człowieka i dżdżownic odsądzą mnie od czci i wiary i z chęcią wpiszą na listę oczekujących na spalenie na stosie (w imię tolerancji rzecz jasna). Jak się zapewne domyślacie mam to w głębokim poważaniu.
Mam małą prośbę do obrońców praw dżdżownic, zadajcie sobie jedno, zajebiście ważne pytanie, co byście zrobili z facetem, który miał "okoliczność" z waszą 5 letnią córką? Daję wam z nim 10 minut w pustym, dźwiękoszczelnym pomieszczeniu, potem możemy porozmawiać o prawach człowieka.

To jeszcze nie koniec rozrywki. Nasi ulubieni sąsiedzi (exequo na wespół z Rosją) nie ustają w swojej szlachetnej misji pisania historii na nowo. Przyznam się bez bicia, że nie wiem ile jest prawdy w tym, że Niemcy byli zmuszani do pracy, jest to oczywiście możliwe, nie mam jednak zamiaru sprawdzać wiarygodności tych informacji. Powód jest bardzo prosty, nie jest to istotne, to po pierwsze, a po drugie, nazwanie Europy środkowschodniej gigantycznym obozem pracy jest absurdem o tak niewyobrażalnych proporcjach, że nie wymaga dalszego komentarza. Nie zmienia to faktu, że komenatarz do działalności Steinbach i jej podobnych jest konieczny. Nie będę się silił na finezję ani elaborował, sprawa jest prosta, to WY rozpoczęliście wojnę, WY byliście agregosarami a my ofiarami. To WY byliście skurwysynami a nie my! Jak widać Steinbach et consortes postanowili, że nie sprzeniewierzą się tradycji faterlandu i będą ją pieczołowicie pielęgnować krzewiąc skurwysyństwo na wszelkie możliwe sposoby. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale pod Berlinem już chyba byliśmy, czyżby zbliżała się pora na bis?

Oddal się szybko w nieokreślonym kierunku, vel Wujek Staszek...

Zapraszam na komentarz do wypocin (żeby nie powiedzieć wysraczyn) niejakiej Pani Środy. Trzeba Wam wiedzieć, że Pani Środa pełni zaszczytną funkcję pełnomocnika rządu do spraw równo upośledzenia i czegoś tam, a w wolnych chwilach, mniej lub bardziej regularnie "wypróżnia" się na łamach portalu Wp.pl.

Wspomniane wypróżnienia przebiegają wg prostego schematu, bełkot, lament, bełkot, , jebanie Polski, bełkot, jebanie katolików, bełkot, jebanie ciemnogrodu, bełkot. Kolejność nie gra tu większego znaczenia. Pani Środa daje się poznać jako osoba konsekwentna, która wkłada dużo wysiłku w to, aby jej "felietony" były utrzymane na podobnym poziomie. Jako, że poziom ten w większości przypadków oscyluje gdzieś pomiędzy całkowitym dnem i szlamem, czasem (ale tylko czasem) skrajnym absurdem, którego nie powstydziłby się sam Monty Python, to osiągnięcie zamierzonego efektu nie nastręcza specjalnych trudności.

Jak z pewnością zauważyliście do tej pory nie pokusiłem się o skomentowanie mądrości jakimi raczy nas Pani Środa. Powód jest prozaiczny, uważam komentowanie tego rodzaju postępowo lewackiego bełkotu za stratę czasu. Jednakże, gdy przeczytałem poniższe słowa:
"W Europie, Polska z kraju, który należał do politycznej awangardy, staje się kuriozalnym katolickim zaściankiem, odrzucającym, coraz jawniej, idee równości, emancypacji i sprawiedliwości społecznej na rzecz tradycji i religijnego fundamentalizmu".
stwierdziłem, że nie mogę pozostawić ich bez odzewu. Nie wiem czy Pani Środzie znana jest postać Wujka Staszka Mistrza Ciętej Riposty, ale idąc za jego wzorem, mam jej do powiedzenia jedno: oddal się szybko w nieokreślonym kierunku (najlepiej z dala od Polski).

Cosmodupitan e tutti quanti, vel Wujek Dobra Rada.

Kiedyś jeden z moich kolegów powiedział: "Jak kiedyś się ożenię, to jedyną rzeczą jakiej zabronię mojej żonie będzie czytanie cosmo..." Nie wiem czy wprowadził to zacne postanowienie w życie, wiem za to, że ludzi odpowiedzialnych za redagowanie takich pism należy sądzić, bo na leczenie jest już stanowczo za późno.

Trafiłem dziś na wielce ciekawy news, o równie ciekawym i wszystko mówiącym tytule Jesteś moim przyjacielem? To zrób mi dziecko. Poruszony jest w nim bardzo istotny problem. Mianowicie co ma zrobić kobieta, gdy jej rycerz na białym rumaku utknął w korku i niestety nie może dojechać na czas, ona zaś zaczyna odczuwać ucisk macicy na mózg (wiem z tym mózgiem to trochę po bandzie pojechałem).

"Bo jak znaleźć mężczyznę, który będzie jednocześnie męski i zadbany, będzie potrafił zarobić pieniądze, ale doceni również karierę zawodową swojej ukochanej, a do tego życie u jego boku będzie ekscytujące i pozbawione rutyny?" Zaiste, oto jest pytanie! Nie martwcie się jednak drogie dzieci! Z odsieczą przybywa Wujek Dobra Rada! Drogie Panie, rozwiązanie waszych problemów jest banalne. Po pierwsze, primo, należy przestać faszerować sobie głowę pismami typu cosmodupitan, które w każdym wydaniu prezentują tysiąc "dobrych" rad na to jak zdobyć faceta, jak mu dobrze zrobić laskę, jak długie tipsy nosić, ile zjeśc liści sałaty by dobrze wyglądać i jak skutecznie pieprzyć się po kątach. Po drugie, primo, wyjąć głowę z dupy! Problemy znikają jak ręką odjłął!

Nie tak dawno temu, wspominałem o kryzysie instytucji małżeństwa, jak widać naturalną jego konsekwencją jest kryzys instytucji rodziny. Dziecko potrzebuje matki i ojca (dla tych bardziej europejskich wersja dla 6 latka, matka = kobieta, ojciec = mężczyzna) i tyle w tym temacie.

Przykrym jest fakt, że wiele kobiet poddając się lewacko feministycznym trendom uwierzyło w to, że mogą zjeść ciasto i mieć ciasto.

Na koniec czas na truzim! Jako, że nie można mieć wszystkiego, a życie to sztuka wyboru, proponuję żeńskiej częśći populacji dobrze się zastanowić nad tym, czego tak naprawdę chcą w życiu.
a) 15 orgazmów jeden po drugim (copryright by Cosmpodupitan), kariery, jędrnych
pośladków, emancypacji, bla, bla, bla, bla...
b) mieć normalną rodzinę.

PS
Powyższe proszę uznać za nieobowiązujące dla opcji "Weź pigułkę! Weź pigułkę!" Choć jak widać to na razie ani cosmo ani feministki z naturą jeszcze nie wygrały!

20 września 2008

Kwintesencja tolerancji.

Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości co do tego jak powinna zachowywać się osoba, która pragnie się mienić tolerancyjną niech je czym prędzej porzuci! Oto przykład!

[...] Lewaccy bojówkarze w imię tolerancji obrzucili przeciwników kamieniami [...]

Dalszy komentarz wydaje mi się zbyteczny.

PS
Jako, że wielokrotnie zarzucano mi brak tolerancji (nie mam pojęcia dlaczego), oświadczam, że pragnę dowieść, że oskarżenia te są całkowicie bezpodstawne. Dlatego też jutro z samego rana zaopatrzony w nieoheblowaną deskę wyruszę na ulice szerzyć za jej pomocą tolerancję. Rzecz jasna zacznę od czerwonych.

31 sierpnia 2008

Planety małp ciąg dalszy.

Jakiś czas temu naśmiewałem się z Europy twierdząc, że niedługo będzie można w niej poślubić kozę. Ależ byłem naiwny i niedoinformowany.

Dziś rano oddając się rytualnemu, porannemu podwyższaniu ciśnienia tętniczego za pomocą lektury doniesień z kraju i świata przeczytałem, że w Indiach odbył się masowy ślub czworonogów. Niecywilizowany kraj, niecywilizowane obyczaje, proste. Wiedziony zwykłą, ludzką ciekawością dotarłem do innych informacji. Jak widać Eurokołchoz sromotnie przegrał walkę o prymat na tym polu zidiocenia.

Z całą pewnością jego włodarze bardzo ubolewają nad tym faktem i w pocie czoła obmyślają strategię, dzięki której będą mogli odkupić swoje winy. Strach pomyśleć jaki kretynizm będą musieli spłodzić by dorównać tym przytoczonym powyżej!

I niech ktoś mi powie, że w dzisiejszych czasach nie istnieje kryzys instytucji małżeństwa!

17 sierpnia 2008

Czas na cytat...

Pragnąc uspokoić niezliczone rzesze zaniepokojonych czytelników spieszę donieść, że żyję i mam się dobrze.

W kraju i na świecie jak zwykle wiele się dzieje. A ja ostatnio najnormalniej w świecie nie mam siły tego komentować. Faktem jest, że ostatnio nie mogę narzekać na nadmiar wolnego czasu, a i zajęcie, któremu się ostatnio oddaję (20 metrów ponad chodnikami) nie sprzyja tworzeniu wpisów, szczerze powiedziawszy, to chyba niczemu nie sprzyja.

Brak siły i chęci to jedno. A drugie? Drugie to po prostu coś co można nazwać załamką. Co jakiś czas dopada mnie stan załamania, który potrafi pozostać ze mną przez jakiś czas. Znacie takie powiedzenie: siąść i płakać? Właśnie tak mam. Dowiaduję się o kolejnym kretynizmie, albo skurwysyństwie i jedyne co chcę zrobić to siąść i płakać...

Pozwólcie więc, że tym razem za komentarz do otaczającej nas rzeczywistości posłuży cytat pana widocznego na obrazku: "Only two things are infinite, the universe and human stupidity, and I'm not sure about the former."

19 lipca 2008

I kto to mówi vol. II

Amerykanie nie chcąc uchodzić za naród obdarzony mniejszym poczuciem humoru niż Francuzi postanowili wystosować rezolucje. Jest w nich mowa o tym, że Polska (między innymi) jest "be" bo nie kwapi się do oddawania zagrabionych majątków ich właścicielom.

Nawet nie będę się silił na oryginalność i powiem, może najpierw sami oddacie to co zabraliście rodowitym amerykanom, a dopiero potem zaczniecie przyganiać innym? No chyba, że jak Kali ukraść krowa to dobrze... Skoro jestem przy temacie, to jeśli USA tak świetnie odnajduje się w roli trybuna ludowego to może powinno także upomnieć Niemcy by sypnęły nam jurkami w ramach rekompensaty za małą pożogę jaką po sobie zostawili nie tak znowu dawno temu?

Ah ten rasizm...

Nieco spóźniony komentarz do jakże ciekawej konkluzji zrodzonej w ojczyźnie fish and chips.

Jak widać walka z rasizmem (i z innymi izmami) zatacza coraz szersze kręgi. Fakt, lepiej zapobiegać niż leczyć, a im wcześniej zacznie się zapobiegać, tym lepiej. Przyznaję, że układa to się w pewną logiczną całość. Co nie zmienia faktu, że bardzo ubolewam nad tym, że ktoś kiedyś nie wpadł na podobny pomysł i nie zaczął zapobiegać wodogłowiu, na które z dużą pewnością cierpią autorzy raportu.

Można by tę sytuację skwitować lakonicznym stwierdzeniem: Don`t blame them, the`re English! Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, iż jestem zdania, że samo bycie anglikiem zobowiązuje do prezentowania swoją postawą skrajnego debilizmu, choćby od czasu do czasu. Tym razem jednak powyższe stwierdzenie nie wystarczy. Mówimy o dzieciach! O istotach, które są niewinne i jeszcze nieskażone łajnem tego świata. Wiem, że w założeniu i wiem, że do czasu, niech jednak pozostaną takimi jak najdłużej. Mieszanie dzieci i ich upodobań kulinarnych do pokrętnej logiki rozbisurmanionej politycznej poprawności jest bardzo przykrym nieporozumieniem. Nieporozumieniem tym bardziej przykrym ze względu na fakt, że może się ono okazać brzemiennym w skutkach. Hordy piewców nowego porządku świata jeszcze nie raz zdąża "zgwałcić" ich umysły, bez obaw, ale czy muszą zaczynać już od przedszkola?

10 lipca 2008

I kto to mówi?!

Zapraszam na solidną porcję rozrywki w wykonaniu przedstawiciela jednego z moich ulubionych "państw". (Cudzysłów jest konieczny, gdyż należy pamiętać, że Francja nie jest przecież prawdziwym państwem!)
O ile zgadzam się z Sarkozym co do tego, że Europa ma już dość tchórzliwych przywódców, to co jak co, ale Francja wypominająca Polsce tchórzostwo to już lekka przesada. Czy to czasem nie ten kraj, który nie może sobie na własnej ziemi poradzić z hołotą, którą sam sobie sprowadził? Nie wspominając już o niezwykłej waleczności jaką żabojady mogły się wykazać podczas drugiej wojny.

Zdaję sobie sprawę z tego, że Polska nie po raz pierwszy krzyżuje szyki włodarzom Eurokołchozu, wiem, że to doskwiera, cóż jednak mogę powiedzieć? Przyzwyczajcie się! My już tak mamy. A tak przy okazji, Panie Sarkozy, nie trzeba przypadkiem gdzieś pod Paryżem gasić samochodów, bo ktoś pierdnął?

28 czerwca 2008

Dolina Nicości i potęga relatywizmu.

Wczoraj skończyłem lekturę ostatniej powieści Wildsteina pt. Dolina Nicości. Książka ta, choć nie budzi tylu emocji co publikacja o Bolku, to w skuteczny sposób zdołała podnieść temperaturę w polskiej blogosferze (i nie tylko).

Jest to ten rodzaj książki, dla którego najważniejszymi kryteriami oceny nie będą wyszukane metafory, piękno użytego języka, czy też wysublimowany styl. W tym przypadku nie może być mowy o przewadze formy nad treścią. Treść gra tu pierwszoplanową rolę.

Szukam w głowie słów jakimi mógłbym posłużyć się, by naszkicować treści zawarte w książce. Przed oczami, nie wiedzieć czemu, pierwsza staje mi satyra. Nie, zdecydowanie nie, może tragikomedia? Tragedia, owszem, z komedią już ciężko. Zaraz potem przypomina mi się krótki opis z jednej księgarni wysyłkowej: "[...] w bezkopromisowy sposób obnaża mechanizmy rządzącę polską polityką". Dobre, może by sparafrazować? Nie. Ona niczego nie obnaża. Wildstein w swej książce po prostu opisał polksą rzeczywistość, taką jaką jest, taką, jaką każdy ma okazje oglądać na codzień. Tylko tyle i aż tyle.

Skłamałem, nie każdy, powinienem powiedzieć każdy, któremu oczy nie zarosły czerwonym bielmem, a jego mózg nie przesiąkł propagandą spod znaku Gówno Prawdy. Wildstein mówi o rzeczach oczywistych, które bardzo łatwo można wyczytać z pomiędzy wierszy. Jednakże jak powszechnie wiadomo czytanie pomiędzy wierszami wymaga pewnego wysiłku intelektualnego, od którego Kowalski jeżeli tylko może stara się uciec. Co nota bene jest mu na każdym kroku ułatwiane. Nie na darmo mamy elity intelektualne i autorytety moralne stojące na straży słusznych postaw i poglądów w społeczeństwie, podczas gdy umęczone mózgi maluczkich mogą popaść w błogi letarg. Dlatego też, bardzo dobrze się dzieje, że są ludzie, którzy decydują się pisać o rzeczach oczywistych, gdyż jak już wcześniej wspominałem, o nich nigdy za wiele. Zwłaszcza w czasach, w których nic nie chce być już czarne i białe, teraz mamy tysiąc odcieni szarości.

Z tego co zdążyłem zauważyć książka spotkała się z raczej chłodnym przyjęciem. Nic dziwnego, w końcu opisuje niewygodną prawdę, przedstawia zakłamanie i fałsz, "demaskuje" modus operandi sitwy panoszącej się w naszym kraju, mówi o zdradzie i egoizmie. Co gorsza posługuję się przy tym prawdziwymi postaciami i zdarzeniami. A to boli czerwonych i ich pomagierów, oj boli.

Treści jako takiej zdradzać nie będę. Może jeszcze kilka słów o formie. I ona spotkała się z krytyką, mniej lub bardziej konstruktywną, ale tym razem zasłużoną. W Dolinie znalazło się sporo "przedobrzonych", nieco pretensjonalnych ze względu na swoją konstrukcję opisów, które miejscami czynią lekturę nieco "toporną". Jeśli posłużyć by się językiem recenzentów gier komputerowych, można by powiedzieć, że przez nie powieść traci na miodności.
Nie zmienia to faktu, że książka jest strzałem w 10 i z czystym sumieniem mogę ją polecić. Rzecz jasna nie odnosi się to do to czerwonych, im może ona co najwyżej podnieść ciśnienie.

Jak jednak wspomniałem na początku, w Dolinie najważniejsza jest treść! Reasumując, dobra robota Panie Wildstein.

Będąc przy Wildsteinie pozwolę sobie na skromny do komentarz do filmu pt. "Trzech kumpli" wyemitowanego na antenie TVN (również niedostępny na YT). Film opowiada historię Wildsteina, Pyjasa i Maleszki. Jako, że film mówi o służbach bezpieczeństwa, kapusiach, lustracji i nie do końca wyjaśnionym morderstwie stał się przedmiotem ożywionej dyskusji. Dyskusja, jak zresztą każda inna choćby ocierająca się o temat lustracji, przebiega według schematu odwracania kota ogonem, wzajemnych oskarżeń i robienia ludziom wody z mózgu. Nie będę się jej na temat rozwodził, gdyż uważam, że nie ma nad czym. Przytoczę za to pewien cytat z ww. filmu, który w świetny sposób obrazuje sposób myślenia czerwonych, oraz tego jak niebezpieczna jest jedna z ich ulubionych broni - relatywizm. W filmie wypowiada się były minister MSWiA, który sprawował tę funkcję, o ile się nie mylę, w roku `90-tym. Zapytany o Maleszkę, mówi, że jest przeciwnikiem lustracji, a zwłaszcza takiej prywatnej, bez sądu, dowodów.... Na co reporterka: Przecież Maleszka się przyznał! - To nieważne....

Niech ktoś mi powie jak te gady ugryźć? Będą istniały podejrzenia - powiedzą, że nonsens, oczernianie, niczym nie potwierdzone plotki, znajdą się ludzie, którzy je potwierdzą - powiedzą, że kłamią, bo są zawistni i chorzy, znajdą się dokumenty (vide dowody) - powiedzą, że to ubeckie świstki i fałszywki, ktoś się przyzna bez bicia - powiedzą, że to nieważne....

Tak działa relatywizm. Tak działają czerwoni. Nieważne.... Ważne jest jedynie to, żeby ich czerwone zady były bezpieczne. W tym celu są gotowi dokonać każdej modyfikacji rzeczywistości. I pamiętajcie, posłużą się w tym celu wszystkimi dostępnymi im środkami, a mają w czym przebierać!

26 czerwca 2008

Monkey business, czyli planeta małp.

Wspominałem ostatnio o tym, że narasta we mnie chęć spakowania manatków i przeniesienia się do dżungli. Okazuje się jednak, że to dżungla postanowiła przyjść do mnie. Hiszpania ma zamiar przyznać małpom takie same prawa do życia i wolności jakim cieszą się ludzie.

Pomysłodawcami są filozofii i naukowcy, którzy najwidoczniej spędzali zbyt dużo czasu ze swoimi pupilami i dostali małpiego rozumu. W artykule pada stwierdzenie, że wielkie małpy są biologiczną rodziną, do której należą także ludzie. Nie jestem biologiem i nie chcę dyskredytować osiągnięć tej dziedziny nauki. Chcę jednak z całą stanowczością powiedzieć, że nie czuję się w żaden sposób spokrewniony z jakąkolwiek małpą! Oczywiście nie mogę powiedzieć tego samego o czerwono-zielonych - w ich przypadku podobieństwo jest aż nazbyt uderzające.

Idąc za ciosem proponuję zastanowić się nad przyznaniem większych praw ptakom. Jak widać coraz więcej europejczyków może pochwalić się ptasim móżdżkiem, co prawda nie wiem jak zapatrywaliby się na to biolodzy, ale warto zastanowić się czy ten fakt nie przemawia za tym, że ptaki i ludzie to też jedna biologiczna rodzina?

23 czerwca 2008

1984

Walka o rząd dusz trwa! Rada miasta w Brukseli wpadła na genialny pomysł - muzycy uliczni będą musieli uzyskać pozwolenie na granie poddając się egzaminowi, który zostanie przeprowadzony przez profesjonalnych muzyków. Nic dodać, nic ująć - Orwell jak w ryj strzelił. Coraz więcej przepisów, coraz mniej rozsądku.
Zastanawiam się czym będzie się zajmował Eurokołchoz po tym jak już obejmie bzdurnymi normami każdą dziedzinę życia.

Jak to powiedział Cejrowski, Europa to miejsce, w którym jest coraz więcej wolności, ale nie ma wolnych ludzi.
Równość poprzez ubezwłasnowolnienie - europejska recepta na szczęście. Co tu dużo gadać, znowu czuję zew dżungli.

Małe uzupełnienie. Spójrzcie na jaki news natrafiłem dzień po tym wpisie. Jeżeli dodać do tego dość popularne ostatnimi czasy działania mające na celu cenzurę netu, to 1984 ze szczyptą Raportu mniejszości made in UE zaczyna stawać się realną wizją. UE uporczywie realizuje model wrogiego państwa opiekuńczego, w którym być może już niedługo będzie można poślubić kozę, ale nie będzie można samodzielnie myśleć. Przykre, ale prawdziwe.

20 czerwca 2008

Bolkiem po łapkach!

Stało się! Bolek "wylądował". I to z jakim hukiem!
Aż miło patrzeć. Może sprawa jako taka nie jest w swej naturze miła, miło za to jest patrzeć jak wije się ze złości czerwona swołocz wszelkiej maści. Jak kraj długi i szeroki sprawa Bolka nie schodzi z ust, media codziennie donoszą o postępach batalii pomiędzy "obozem Wałęsy" i "obozem lustracyjnym". Pozwólcie więc, że i ja dorzucę swoje kilka groszy.

Czy Wałęsa współpracował z SB? Choć do tej pory nikomu nie udało się przedstawić na to niezbitych dowodów, to z nie ulega wątpliwości, że musi on mieć coś na sumieniu. Fakty mówią same za siebie, choć nie każdy chce słuchać.

Wyemitowany w TVP1 film pt. "TW Bolek" (niestety zdjęty z YT) dolał oliwy do ognia publicznej dyskusji na temat domniemanej agenturalnej przeszłości Wałęsy. Kto nie widział niech żałuje, ale nie tyle filmu, co dyskusji jaka toczyła się w studiu po filmie. Dlaczego? Dlatego, że argumenty jakimi posługiwali się przeciwnicy publikacji oraz filmu świadczyły przeciwko nim. Co nota bene jest typowe dla tonu w jakim utrzymana jest dyskusja na tematy lustracyjne. Pomijając absurdalne dla mnie stanowisko niektórych osób jakoby Wałęsie należał się status świętej krowy, muszę stwierdzić, że reszta dział jakie wytaczają przeciwnicy lustracji strzela ślepakami. Co między innymi można usłyszeć z ust gadzinowców i innych czerwonych pomiotów?
Że: IPN w ogóle nie powinien się tym zajmować, dokumenty zostały udostępnione instytutowi niezgodnie z prawem, książka powstała na zamówienie, nie wolno niszczyć legendy, nawet jeśli Wałęsa coś podpisał, to przecież były to ciężkie i trudne czasy... Lista jest długa, a argumenty w niej zawarte mają wspólny mianownik, wara od teczek! Bo prawda nie tylko w oczy kole, ale i w dupę parzy, a jak wiadomo dbanie o własną dupę jest jednym z ważniejszych zadań jakie postawiła przed człowiekiem natura.

Pozornie bitwa toczy się o prawdę o przeszłości Wałęsy, czy tak jest jednak naprawdę? Śmiem wątpić. Gdyby gra nie toczyła się o większą stawkę, gdyby sprawa Wałęsy bezpośrednio nie godziła w interesy szerszego grona osób, to jestem prawie pewien, że został by on z nieukrywaną przyjemnością rzucony na pożarcie lustratorom. Co innego mogę sądzić, gdy solidaryzuje się z nim Napieralski? PO podobnież planuje zmiany ustawy o IPN w ten sposób aby "[...] nie powstawały już więcej publikacje, które służą do politycznego linczu".
Czyżby szykował się sequel nocnej zmiany? PO może mieć mały problem, gdyż prezydent z pewnością zawetuje taką ustawę, więc aby ją przepchnąć musiałoby się skumać z SLD, a SLD najchętniej IPN wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza wyprawiłoby w kosmos, a tego pomysłu PO już nie popiera. Czy dojdzie do tego sojuszu? Ciężko powiedzieć, ale szczerze powiedziawszy nie byłbym bardzo zdziwiony gdyby jednak do niego doszło. A propos politycznego linczu, to jak słusznie zauważył Ziemkiewicz, nie można określać sprawy Wałęsy mianem politycznej, gdyż Wałęsa nie zajmuje się już polityką. Kolejny dowód na to, że wcale nie chodzi o Wałęsę.

Ciekawa rzecz. Wałęsa twierdzi, że materiały wskazujące na to, że był Bolkiem są fałszywe, sfabrykowane przez SB, po to by go zdyskredytować. Nasuwa się proste pytanie. Skoro dokumenty są fałszywe, to po co za swej prezydentury Wałęsa wypożyczył je (nota bene z pominięciem odpowiednich procedur) i nieco uszczuplił? Co do tej kwestii chyba nie istnieją wątpliwości, w każdym razie dla mnie. Po co niszczyć fałszywe dokumenty? Nie wiem. Wiem za to, podobnie jak chyba każda osoba, która miała choćby krótką styczność z obiegiem dokumentów w instytucjach takich jak Policja, że fałszowanie istniejących akt byłoby nie lada wyczynem, że o fałszerstwie dokonanym post factum nie wspomnę. To po pierwsze, po drugie zaś nie sądzę aby SB miało fałszywki w swoich zbiorach. Jak mieliby się w tym połapać? Kto by wiedział, które akta są fałszywe, a które nie? O służbach typu SB można wiele powiedzieć, ale chyba nie to, że byli amatorami, ergo nie wprowadzaliby sami sobie chaosu informacyjnego.

Toczy się kolejna batalia o prawdę. Dzięki niej jak na dłoni widać kto po której stronie ma serce. Politycy od lewicy do prawicy pokazują swoje prawdziwe kolory. Jak mawiają uderz w stół, a odezwą się nożyce. Nie ukrywam, że z niepokojem obserwuję rozwój wydarzeń. Mam nadzieję, że tym razem nie uda się sprawie ukręcić łba. Mam również nadzieję, że w końcu doczekamy się lustracji z prawdziwego zdarzenia. Nadzieja matką wynalazców..., tak?

Na koniec kilka smaczków na temat Wałęsy. Strona, na której znajdziecie kilka niezłych fotek z Lechem, film zrealizowany przez TVP pt. "Plusy dodatnie, Plusy ujemne".

Wypowiedź Wałęsy - klasyk, z wszystko inne zapłacisz kartą


Na koniec (jeśli ktoś jeszcze nie widział) film pt. "Nocna zmiana".

16 czerwca 2008

Burn babe, burn... vel. prasówka.

Dla tych, którzy sądzą, że polityka ultratolerancji, laicyzacji i bycia francuzem to coś fajnego - bardzo fajny news - Francja znowu płonie! Mały bis z nie tak znowu odległych ekscesów paryskich. Dla ścisłości, jeśli chodzi o mnie, to jeśli chodzi o Francję - nie potrzeba wody niech jara się!!! Co nie zmienia faktu, że wolałbym żeby podpalacze byli innej narodowości - jak to ciemnogrodzianin. Fakt faktem, tym razem media ograniczyły się do lakonicznego stwierdzenia, że odpowiedzialną za zamieszki jest bliżej nieokreślona młodzież. Przecież trzeba być PC! Ja jednak nie mam wątpliwości co do tego kto jest odpowiedzialny za chuligańskie wybryki na żabojadzkiej ziemi.

A teraz czas na coś co zdarza się dość rzadko - w Wybiórczej puścili coś sensem! Może dlatego, że jest to wywiad, a nie tekst autorski, co nie zmienia faktu, że nadal jestem zdumiony! Jednak wszystko jest możliwe! Ha!

Na koniec dwa newsy, które ewidentnie świadczą o przeroście wyobraźni nad zdrowym rozsądkiem. Skomentować je mogę jedynie (poza szyderczym śmiechem) parafrazą kwestii z filmu Piłkarski Poker: Nie i jeszcze długo, długo nie!!!

Na koniec sarmacko-ciemnogrodzkie hasło będące odzwierciedleniem moich odczuć na temat tego co się dzieje w dzisiejszej Europie - jeszcze nam chuje będziecie dziękować za drugą odsiecz wiedeńską!!! Rzekłem!

13 czerwca 2008

Wot, kulturnyj narod!

Wiecie jakie są rodzaje prawdy? Cała prawda, też prawda, święta prawda i gówno prawda. Szybki rzut oka na otaczającą nas rzeczywistość pozwala stwierdzić, że rodzajem prawdy występującym w przyrodzie najczęściej jest ten ostatni. Jest tajemnicą poliszynela, że historię piszą zwycięzcy, jak również, to że każdy kraj przedstawia historię na swój sposób. Coś przemilczeć, przekoloryzować, odwrócić kota ogonem, lub w ogóle wykreślić z kart historii i gotowe! Kopernik była kobietą! (Skłodowska Curie też!) Jest to praktyka powszechna i nagminna, mogąca pochwalić się bogatą tradycją, dlatego też nie powinna dziwić.

I nie dziwi. Powiedzmy sobie jednak jasno, ani nagminność, ani powszechność procederu nie może go usprawiedliwiać. Niestety prawda jest w równej mierze towarem deficytowym co niepożądanym. O ile w odniesieniu do historii możemy w pewnych przypadkach mówić o poprawkach kosmetycznych, które można potraktować z przymrużeniem oka, to, to czego dopuszcza się Rosja mieści się jedynie w katalogu zwykłego skurwysyństwa. Nota bene sztuka, którą ten kraj pielęgnował przez długie lata i chyba jest bliski osiągnięcia perfekcji.

Katyń nie był ludobójstwem, a Rosja ma z nim niewiele wspólnego, bo to sprawka Stalina. Co prawda można odnaleźć w tej tezie nutkę optymizmu, gdyż jeszcze nie tak dawno jedyna słuszna wersja wydarzeń zakładała, że jest to sprawka hitlerowców. W żaden sposób nie zmienia to faktu, że Rosja po raz kolejny w sposób wyjątkowo bezczelny pokazuje gdzie ma Polskę.

Wiadomo, że miłości pomiędzy naszymi narodami nie było i nie ma, a szanse na jej zrodzenie są znikome. Są jednak pewne kwestie, do których moim zdaniem należy podejść z elementarną dozą szacunku do drugiego człowieka. Jak widać Rosji na to nie stać. Nie będą jej Polacziszki szczekać. Tak było i tak ma być.

Co mogę powiedzieć? Nie pierwszy i pewnie nie ostatni to raz jak w ten czy inny sposób kacapy chcą nas zgnoić. Nie pierwszy i nie ostatni raz połamią sobie na nas zęby! Z nami nie tak łatwo. Pod Moskwą byliśmy już dwa razy, a powiadają, że do trzech razy sztuka!

11 czerwca 2008

A na drzewach

zamiast liści będą wisieć komuniści...

05 czerwca 2008

Którędy do dżungli?

Nie wiem jak miewa się szympans, o którym pisałem wcześniej, wiem za to, że psy policyjne w Norwegii nie mają powodów do narzekań. Tamtejszy sąd uznał je równymi w prawach z funkcjonariuszami policji.
Norweska prokuratura jest zadowolona z wyroku i komentuje sytuację następująco:
" - Psy policyjne działają na rozkaz policjantów, więc przemoc wobec nich jest tym samym co przemoc wobec policjanta".

Nie popieram znęcania się nad zwierzętami, tak cywilnymi jak i mundurowymi, co nie zmienia faktu, że nie można postawić znaku równości pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem! Przecież to totalny absurd!

Za każdym razem, gdy dowiaduję się o takich kuriozach, coraz bliższa jest mi myśl salwowania się ucieczką do dżungli, bądź na jakąś tropikalną wyspę.