19 listopada 2015

Solidarite

Witam po długiej przerwie. Chroniczny brak czasu oraz wewnętrzne odczucie, tego, że wszystko już było, a więc nie ma sensu o tym pisać po raz kolejny w dużej mierze przyczyniły się do tak długiego okresu "milczenia". 
To o czym dziś napiszę, w gruncie rzeczy, nie będzie niczym specjalnie nowym, w szczególności dla stałych czytelników tego bloga (o ile tacy jeszcze są). Ostatnie wydarzenia we Francji, jak również sytuacja na świecie i w Europie nie mogą pozostać bez komentarza z mojej strony. 

Zamachy we Francji - tragedia, szok, chęć odwetu, a jednocześnie (w mojej ocenie) brak jakichkolwiek refleksji związanych z bezkrytycznym - bo tak to trzeba nazwać - wpuszczaniem na swoje podwórko uchodźców z Syrii oraz Afryki. Za bezrefleksyjnych rzecz jasna uważam włodarzy państw UE, nie zaś przeciętnego obywatela tychże państw, ale o tym potem. Można powtarzać niczym mantrę, że nie można postawić znaku równości pomiędzy uchodźcami i terrorystami, można bez końca rzucać sloganami o solidarności międzyludzkiej i zasadach humanitaryzmu. Można. Co jednak z instynktem samozachowawczym? Co z uczeniem się na własnych błędach? Czy w imię politycznej poprawności, w imię ogólnie pojętej solidarności międzyludzkiej należy odrzucić wszelkie refleksje oraz wspomniany instynkt samozachowawczy schować głęboko w szafie? Nie wydaje mi się. 

Spójrzmy na fakty. Obecnie fakty świadczą przeciwko obranej przez UE liberalnej polityce wobec uchodźców oraz Islamu ogólnie rzecz biorąc - więc tym gorzej dla faktów. Spójrzmy na to co dzieje się w Szwecji, Danii, Francji, Niemczech. Spójrzmy na społeczności muzułmańskie w tych krajach, które wysuwają coraz śmielsze żądania pod adresem rządów tych krajów. Które nie chcą i nie mają zamiaru dostosować się do obyczajów i praw państw, które je przyjęły, na ludzi, którzy 2 lub 3 pokoleniu nie posługują się językiem kraju w jakim obecnie żyją, ludzi, którzy przeświadczeni są o tym, że IM SIĘ NALEŻY, którzy przeświadczeni są o tym, że mniejszość ma rację. Owszem, można zgodzić się z twierdzeniem, że "papierkiem lakmusowym" współczesnych demokracji jest stosunek do mniejszości. Czy można jednak pozwolić, na to aby w tychże demokracjach mniejszość, nieważne jaka, miała de facto więcej praw niż większość, która (moim zdaniem) w 100% jest autorem "dobrobytu" i struktur państwowych, z których wspomniana wcześniej mniejszość czerpie pełnymi garściami? Jestem przekonany, że nie jest to właściwa droga. Można się zgodzić z twierdzeniem, że skoro jakiś kraj chce nosić miano "cywilizowanego" oraz tolerancyjnego etc., to nie może narzucać swego stylu życia przyjezdnym - jeżeli rzecz jasna zgadza się na ich obecność. W porządku, każdy ma prawo do życia wedle swojego uznania, zwłaszcza w wolnym, demokratycznym kraju. Czy to ma jednak oznaczać, że kraj ten, w imię tejże wolności ma ograniczać wolność swych "rdzennych" obywateli, po to aby nie "urazić" napływowej mniejszości? Nie mogę się tym z zgodzić. Jest to niedorzeczna i niebezpieczna polityka. Nie chcecie się asymilować? (Słowo zdaje się obecnie niepoprawne politycznie, nie wiem, nie nadążam za tą nowomową). W porządku, nikt was nie zmusza, ale to nie zmienia faktu, że nie jesteście "u siebie w domu" i nie możecie oczekiwać, że to my dostosujemy się do was. 
Nie wiem czemu jest to tak ciężkie do zrozumienia, nie wiem również, czemu tak wielu ludzi twierdzi, że tak nie można postępować. Czemu Europa, która nieważne czy to się komuś podoba czy nie, ma chrześcijańskie korzenie, ma nie obchodzić świąt Bożego Narodzenia? Bo nie podoba się to muzułmanom? Trudno, granice pozostają otwarte. Niezrozumiałym dla mnie jest próba wyrzekania się swojego dziedzictwa i stylu życie w imię tolerancji, czy też raczej polityki nie drażnić muzułmanów. 

O roszczeniowej postawie muzułmanów zamieszkujących różne kraje europejskie, z wiadomych względów, nie mówi się zbyt głośno. Jednakże zainteresowani tematem z łatwością dotrą do materiałów przedstawiających ich zachowanie. Nie mówi się głośno w "liberalnych" mediach, nie mówi się głośno na oficjalnych spotkaniach polityków, nie mówi się głośno wszędzie tam gdzie panuje PC. Nie oszukujmy się jednak PC nie panuje wszędzie. Posłuchajcie głosów "normalnych" ludzi, tego co mają do powiedzenia ludzie, którzy na własnej skórze muszą doświadczać skutków polityki solidarności wobec uchodźców. Gwarantuję, że ich głos będzie diametralnie inny od głosu "możnowładców" tego świata. Będzie tak choćby dlatego, że świat, zza prezydenckiego, bądź kanclerskiego biurka wygląda zupełnie inaczej niż świat pana Klausa, któremu emigranci pobili ojca i zniszczyli samochód. Taki tam truizm. 

Na łamach tego bloga wspomniałem już nie raz, że  polityka PC oraz źle pojęta tolerancja będą miały opłakane skutki. Jak już wcześniej wspomniałem, nie wydaje mi się, aby zdrowo myślący człowiek stawiał znak równości pomiędzy uchodźcami a terrorystami. Oczywisćie nie można wykluczyć zagrożenia jakie niesie ze sobą przyjęcie takiej masy ludzi - nie można dokładnie skontrolować każdego. Trzeba jednak myśleć długofalowo. Jakie będą skutki stworzenia muzułmańskich enklaw na terenie UE? Z pewnością nikt nie ma takiego zamiaru, nie wydaje mi się jednak, aby miało to mieć inny finał. Takie enklawy powstaną, a ludzie je zamieszkujący będą wyciągać rękę po benefity socjalne, bo im się przecież należą, to po pierwsze, a po drugie, to ludzie ci świetnie wiedzą jak wykorzystywać system europejskiego rozdawnictwa. Wielu z nich nie chce i nie będzie pracować. Jedyne co będą robić to wysuwać kolejne żądania i "przemocą" wprowadzać swój ład na europejskiej ziemi. 

Dlaczego, jako Europejczycy nie powinniśmy się na to godzić? Ze względu na wspomniany wcześniej instynkt samozachowawczy oraz ze względu na to, że jeśli tymże instynktem nie wykażemy to będzie to oznaczało kres Europy jaką znamy. Dlaczego nie powinniśmy się na to godzić? Dlatego, że w relacjach świat zachodni islam nie występuje zasada wzajemności. Wyobrażacie sobie sytuację, w której w Europie wybucha wojna pomiędzy jakimiś krajami, a obywatele jednego z tych krajów masowo udają się do jakiegoś z krajów muzułmańskich? Ten przyjmuje ich z otwartymi rękami, daje zasiłki i pozwala kultywować swoją religię, obyczaje, budować kościoły? Absurd, prawda? Spójrzmy prawdzie w oczy "wojna cywilizacji", która, nota bene, toczy się już od dawna, weszła w nową fazę. Pytanie tylko, czy wyjdziemy z tej wojny obronną ręką? Na razie przegrywamy bitwy, co oczywiście nie znaczy, że nie możemy wygrać wojny, piłka jest ciągle w grze. Aby jednak tę wojnę wygrać trzeba przejrzeć na oczy. Zrzucić z nich bielmo politycznej poprawności i tolerancji ponad wszystko. 

Będąc przy tym temacie nie mogę nie wspomnieć o postawie Martina Schulza, który w bardzo ostry sposób skrytykował nasz rząd i kraj w związku z wypowiedzią dotyczącą przyjęcia uchodźców. Pan Schulz twierdzi, że: "kiedy Polska czuje się zagrożona przez Rosję i domaga się więcej broni, żołnierzy i funduszów, Europa jest solidarna. Ale w takiej sytuacji nie można nagle przyjść i powiedzieć, że uchodźcy to tylko problem Niemców i nie ma się z tym nic wspólnego". Po pierwsze, Panie Schulz, łatwo jest szafować hasłami takimi jak solidarność kiedy jest się jednym z bogatszych państw w Europie. Ale skoro o solidarności mowa, to który z krajów zablokował Polsce rynek pracy na 7 lat z obawy przed zalewem taniej siły roboczej? Nie były to przypadkiem Niemcy? Piękny przykład solidarności, cały świat może się od was uczyć. Czy uchodźcy to tylko problem Niemców? Nie, nie tylko, nie ukrywajmy jednak problem ten Niemcy mają na własne życzenie, a teraz, gdy powoli przestają sobie z nim radzić, próbują narzucić swoje zdanie innym krajom UE. Nie wydaje mi się jednak, aby p. Shulza należało traktować poważnie, gdyż ma on już na swoim koncie inne, kuriozalne wypowiedzi, takie jak: "solidarność w Europie w sprawie imigrantów trzeba od krajów unijnych egzekwować siłą". Fakt, Niemcy mogą się pochwalić pewną historią rozwiązań siłowych... bez komentarza. 

Solidarność jest pięknym hasłem, powiem więcej, solidarność w praktyce również jest piękna. Nie można jednak posługiwać się tą piękną ideą po to, aby podcinać gałąź, na której się siedzi. Jakie zobowiązania ma Europa w stosunku do Syrii? Nie wiem. Czemu mamy strzelać gole do własnej bramki? Również nie wiem. Wiem za to, że prawdą okazuje się twierdzenie: o rzeczach oczywistych nigdy za mało. Powiedzmy sobie jasno, dorabianie ideologii do czegokolwiek, tam gdzie jej de facto nie ma, zawsze jest szkodliwe. Tak właśnie dzieje się UE. Nie raz wspomniałem o tym, że UE jako byt oparty na wolnej wymianie handlowej, oparty na podstawach ekonomicznych funkcjonowałby o wiele lepiej. Niestety od lat UE sztucznie dorabia do swego istnienia ideologię. Multikuliti i keine grenzen. Keine grenzen jest fajne jak się podróżuje, nie oszukujmy się jednak, jakieś granice muszą być. Nie oszukujmy się, nie da się zbudować jedności tylko dlatego, że mamy UE i fajnie by było jakby wszyscy się złapali za rączki i radośnie pląsali w kółeczku. Moja ocena tego jest taka: całą tą ideologię jedności europejskiej oraz te wyimaginowane wartości, które mają być filarami UE można o kant dupy  potłuc. Historia pokazuje, że jak przychodzi co do czego, to solidarność pozostaje na papierze, a każdy gra do swojej bramki. My Polacy przekonaliśmy się o tym nie raz, bo przecież kto by chciał umierać za Gdańsk? Więc nie mówcie nam nic o solidarności, bo coś o tym wiemy...