30 marca 2011

Bul i

hańba, bo inaczej nie można się wyrazić o działaniach ekipy prezydenta Komurofskiego. 
Do ostatniej chwili ludzie Bronisława Komorowskiego blokowali inicjatywę umieszczenia na jednym z warszawskich budynków tablicy upamiętniającej węgierską pomoc w czasie wojny z bolszewikami w 1920 roku.
Z artykułu dowiadujemy się ponadto, że na dzień przed przyjazdem delegacji węgierskiej urzędnicy podjęli decyzję, w której stwierdzili, że tablica nie zostanie powieszona, gdyż udział prezydenta w takiej uroczystości mógłby zostać źle odebrany przez Rosję. Włos jeży się na głowie i przez chwilę brak mi słów. Wydawało mi się, że poza chorymi strukturami UE, Polska jest krajem suwerennym i jako taki nie musi pytać się Rosji o to czy może iść zrobić siusiu. Więcej, wydawało mi się, że jako suwerenny naród możemy wieszać na terenie swojego kraju tablice jakie nam się tylko żywnie spodoba. No i wydawało mi się jeszcze, że prezydent (jaki by nie był i co by o nim nie sądzić) będzie chociaż w stanie udawać, że jest prezydentem suwerennego kraju, który nazywa się Polska. Niestety działania takie jak to opisane powyżej sprawiają, że zaczynam szczerze wątpić w słuszność moich założeń. 

Ostatecznie tablicę odsłonięto po tym jak oburzona (nie dziwię się) strona węgierska zagroziła rabanem w mediach. Kolejny raz brak mi słów. 

Pomimo powyższego stwierdzenia jakieś słowa muszę znaleźć, gdyż takie zachowanie woła o pomstę do nieba. 

Panie Komorowski, - HAŃBA, po prostu hańba. Tak się zachowuje prezydent? Nie upamiętnimy ludzi, którzy ginęli by pomóc w walce z najeźdźcą, bo tym najeźdźcą była Rosja, która teraz może się za to obrazić? Z całą stanowczością należy stwierdzić, że jest to zachowanie niegodne Prezydenta RP. Trzeba nie mieć za grosz przyzwoitości i wstydu żeby tak się zachowywać. Chyba Szanowny Pan Komorowski zapomniał dla jakiej drużyny powinien grać. Gdyby Pan Komorowski miał trochę wspomnianego wstydu i przyzwoitości to powinien zapaść się pod ziemię i zrezygnować z pełnienia urzędu, którego, moim zdaniem, nie jest godzien. (Najlepiej w odwrotnej kolejności). 

Kolejny raz pytam się jak, kiedy ma być w tym kraju dobrze (lub chociaż lepiej) jeśli nasz prezydent boi się reakcji obcego państwa na odsłonięcie tablicy pamiątkowej? Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że jeśli chodzi o tego typu sytuacje to jesteśmy ewenementem na skalę światową i niestety, po raz kolejny, wcale nie jest to powód do dumy. 

Na koniec powtórzę - Panie Komorowski - HAŃBA.  

22 marca 2011

Soul food.

Dziś zapraszam na teledysk grupy The Roots zatytułowany What they do. Wersja z podpisami, które świetnie uzupełniają zarówno warstwę tekstową jak i wizualną. Teledysk i kawałek mają już kilka latek, jednakże pozostają bardzo aktualne. Zobaczcie sami. 



17 marca 2011

Siuga, siuga...

honey, honey, czyli gdzie macie rozum, kochani? Czyli o głupocie eurokołchozu raz jeszcze. Zapewne większość Was zaobserwowała drastyczną podwyżkę cen cukru (i nie tylko). Obecnie jego cena wynosi nawet ponad 6 złotych, niektórzy spekulują, że zatrzyma się na 10. Żyć nie umierać. 

Jako, że jestem zwolennikiem teorii przyczynowo-skutkowej, postanowiłem sprawdzić jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy. Szybko ustaliłem, że jest ona dość prozaiczna i nazywa się głupota. Ktoś może powiedzieć, że wszystko tłumaczę głupotą - i będzie miał rację. Nie jest jednak moją winą, że to właśnie najzwyklejsza w świecie głupota ludzka jest przyczyną większości "nieszczęść" z jakimi musi borykać się ludzkość.

Do rzeczy. Otóż ukochana przeze mnie unia debiloeuropejska kilka lat temu postanowiła wprowadzić limity produkcji cukru. Z tego co udało mi się wyczytać było to spowodowane kilkoma czynnikami, między innymi "przegranym panelem WTO" w wyniku, którego eksport z UE został ograniczony, a zwiększony został import z krajów "najmniej rozwiniętych". Zainteresowanych szczegółami odsyłam do przyjaciela mas - pana googla. Nie zagłębiając się w technikalia, czy też meandry rokowań i paneli WTO, UE i innych wynalazków przyjrzyjmy się ich wynikowi. UE wprowadziła limity produkcji cukru dla państw członkowskich. Zamknięto wiele cukrowni, wielu ludzi straciło pracę, a UE musiała wypłacać rolnikom rekompensaty, rzecz jasna ze swojej kieszeni, przepraszam z naszej. W Polsce zamknięto (jeżeli mnie pamięć nie myli 22 cukrownie), w 2009 nasz limit produkcji cukru zmniejszył się o 366 tysięcy ton. Żeby było jeszcze ciekawiej, to jakakolwiek nadwyżka nie może zostać sprzedana w obrębie UE tylko musi zostać wyeksportowana. dum, dum, dum.....

Liczbami z pewnością mógłbym wypełnić wiele stron, ale nie o to mi chodzi. "Brakujący" cukier UE importowała z krajów "najmniej rozwiniętych" i wszystko grało i buczało (powiedzmy). Do czasu. Do czasu nieurodzaju w krajach - "najmniej rozwiniętych". No i co? Żarło, żarło i zdechło, albo jak kto woli się zesrało, a zesrać się musiało. Dlaczego? Dlatego, że wierchuszka UE, składająca się z ludzi "najmniej rozwiniętych umysłowo", nie jest świadoma jednego, prostego jak konstrukcja cepa, faktu/prawa/stałej w przyrodzie - mianowicie tego, że KAŻDA gospodarka sterowana musi się ZESRAĆ. Przykładów potwierdzających to prawidło jest aż za dużo, a że UE jest de facto czymś w rodzaju gospodarki sterowanej nie trzeba chyba nikogo przekonywać - termin limity produkcji, chyba mówi sam za siebie.

Niestety UE jest tworem wyjątkowo odpornym na wiedzę, prawidła i, co chyba najgorsze, zdrowy rozsądek. Dlatego też pławi się w limitach, rekompensatach, ustawowych krzywiznach bananów i innych fantasmagoriach. Muszę przyznać, że jest to dość smutny i przykry widok, gdyż UE sama w sobie nie była złym pomysłem. Powiem więcej, UE była całkiem fajnym pomysłem, jak to jednak zazwyczaj bywa do czasu. Do czasu, w którym z "organizacji" o charakterze gospodarczym przemieniła się w organizację o charakterze politycznym. Wiadomo, gdzie polityka - tam nieuchronnie syf i szlam wszelaki. Gdyby UE nadal miała charakter unii gospodarczej sprawy z pewnością miałyby się inaczej. Niestety jednak już od dawna tak jest, że żeby coś ludziom "sprzedać" to trzeba do tego dorobić ideologię. Tak też się stało w przypadku UE. Mamy więc teraz "zjednoczoną jełropę", która kumuluje w sobie zjednoczoną głupotę jej mieszkańców i to zdaje jej się obecnie wychodzić najlepiej. To i otumanianie tychże mieszkańców szeroką gamą mrzonek. Choć ludzie chętnie kupują euromrzonki, to mrzonki te nie są w stanie zmienić pewnych, odwiecznych praw natury, zgodnie z którymi UE w końcu runie - tak jak każdy kolos na glinianych nogach przed nią i po niej.

07 marca 2011

Soul food.

Dziś coś dla ucha i dla oka - jeśli ktoś jest uczulony na język niemiecki - tylko dla oka. Samy Deluxe i Stumm.

Zasłyszane czyli trudny język ojczysty.

"[...] musimy jakby nauczyć się zacząć żyć ze sobą". - bo  teraz już nic nie jest jednoznaczne i jasne, tylko jakby jasne.

"[...] walczymy o godność do pracy i do płacy". - ???

Coś z innej beczki, ale też dobre

"[...]  ja, to jak sobie robię rano śniadanie to nie kroję bułek, po chuj mam czas marnować? Kładę wędlinę na górę i już".

 

06 marca 2011

Szpiedzy specjalnej troski.

Jakiś czas temu zacząłem oglądać serial zatytułowany "Czas honoru". Akcja rozgrywa w się podczas II WŚ w Warszawie, a głównymi bohaterami są Cichociemni. O ile z wiadomych względów nie spodziewałem się cudów, to ucieszyłem się, że ktoś zrobił film o ludziach, o których przez wiele lat milczano. Niestety moja radość nie trwała długo.

Serial ten jest niestety kolejnym dowodem na to, że polska kinematografia sięgnęła dna i że może być już tylko gorzej. Zacznę od tego, co mnie najbardziej boli, gdy oglądam Czas honoru. (Tak, jestem twardy - obejrzę do końca). Boli mnie sposób w jaki przedstawia się ludzi tworzących polskie podziemie oraz Cichociemnych. Gdyby ludzie ci wykazywali się takim poziomem debilizmu i absolutnym brakiem profesjonalizmu, to podziemia by po prostu nie było, a nawet gdyby było, to nie wytrwałoby by miesiąca. Niektórzy mówią, że nie jest to serial historyczny, tylko sensacyjny, dlatego też nie można mieć mu za złe tego, że nie oddaje realiów. Nie zgadzam się. Można zrobić serial sensacyjny osadzony w realiach historycznych i świetnie pogodzić jedno z drugim - trzeba tylko chcieć i włożyć w to odpowiedni wysiłek. To po pierwsze. Po drugie - moim zdaniem nic nie jest w stanie usprawiedliwić kretynizmu jakim po brzegi napakowana jest ta produkcja. Nie jestem ekspertem w dziedzinie wywiadu, konspiracji czy też prowadzenia działań wojskowych, jednakże skromna wiedza jaką posiadam na ten temat + zdolność logicznego myślenia pozwalają mi stwierdzić, że Czas jest głupszy niż ustawa przewiduje. Zrzut - w samolocie ma miejsce akcja darcia zdjęć ukochanych - w końcu konspiracja musi być, ale zagraniczne fajki w kieszeni w razie czego na pewno nie wzbudzą podejrzeń. Cała grupa zostaje skierowana do miasta, w którym mieszkała przed wojną, by beztrosko na ulicy wymieniać się spostrzeżeniami w stylu "okupacyjna taksówka taka jaką nam pokazywali na szkoleniu w Anglii". Każdy z Cichociemnych pomimo zakazu, zdrowego rozsądku, logiki i instynktu samozachowawczego spotyka się ze  swoimi narzeczonymi, matkami, żonami i kochankami. Aby zmylić gestapo spotykają się zawsze w tych samych miejscach. Rannych także zawożą do tego samego szpitala, w którym pracuje matka dwójki bohaterów - w końcu nie ma jak sprawdzony lekarz. Na tym jednak nie koniec. Zabawa dopiero się zaczyna. Jeden z bohaterów zostaje złapany i trafia w ręce Gestapo, potem zostaje odbity. Co dzieje się dalej? Czy zaszywa się  najgłębiej jak tylko może,daleko od warszawy? Wraca do Anglii? Otóż nie. Wtedy film nie byłby ciekawy. Zatrudnia się w Reichsbanku! Narzeczona jednego z Cichociemnych, której udało się wyrwać z rąk Gestapo w ramach ukrywania się paraduje radośnie po Warszawie w towarzystwie narzeczonego - należy dodać, że przed wojną była znaną aktorką. Inny Cichociemny najpierw spotyka się z narzeczoną w Getcie, potem ją z niego wyciąga, a potem robi zaproszenia na ślub - potem gości aresztuje Gestapo.... Żeby było jeszcze weselej, to nasi bohaterowie są przydzielani do różnorakich zadań w sposób, jakby to powiedzieć, losowy, no w każdym razie ja mam takie wrażenie. Dziś podrabiasz kennkarty, jutro napadasz na bank, a pojutrze wysadzasz pociąg - potem się zobaczy. Dla pocieszenia dodam, że debilizm polskiego podziemia jest równoważony debilizmem Abwehry tudzież Gestapo - np. po wprowadzeniu do struktur podziemia swoich szpiegów ci składają meldunki na Szucha, aha żeby było ciekawiej wszyscy noszą te same koszule wyprodukowane w Niemczech....  Jak się zapewne domyślacie lista niedorzeczności jakie pojawiają się w serialu mogłaby się ciągnąć jeszcze długo, myślę jednak, że te przedstawione powyżej dają wystarczające wyobrażenie o poziomie tej produkcji. 

Kolejna rzecz to drewno. Drewno, które zasiliło obsadę w ilościach uniemożliwiających dźwignięcie się tej produkcji ponad poziom szlamu choćby na chwilę. Domyślam się czym kierowano się przy doborze obsady - nie urodziłem się wczoraj. Nie wiem tylko co miało kluczową rolę - to że drewna jest więcej niż prawdziwych aktorów, to, że żyjemy w Polsce i liczy się czyim jest się synem/córką lub/i kogo się zna, a nie czy się coś potrafi, czy to, że ludzie (nie wiedzieć czemu) lubią patrzeć na Zakościelnego. 

Kolejną sprawą jest reżyseria, na którą widać, że był pomysł, szkoda tylko, że chybiony i to zupełnie. Wstawki z materiałów archiwalnych służące jako "przerywniki/przejścia" pomiędzy scenami są dla mnie niezwykle irytujące, zwłaszcza, że są one zawsze takie same. To samo się tyczy tych samych ujęć wykorzystywanych na okrągło. Na kilka anachronizmów można przymknąć oko, choć nie wierzę, że sporych rozmiarów antena satelitarna odbijająca się w przedniej szybie ciężarówki nie mogła zostać komputerowo usunięta. 

Reasumując - pomimo wszystkiego co napisałem powyżej, dobrze, że powstał serial o Cichociemnych. Szkoda, że tak naprawdę oglądając go jedyne co można się dowiedzieć, to to, że ludzie tacy istnieli - cała reszta rzadko kiedy ma sens (a przepraszam, wydaje mi się, że mundury, broń, pojazdy itp. są ok). Niestety pod tym względem produkcja ta nie wyróżnia się zbytnio od innych. Filmy opowiadające historię Nila, Pileckiego, czy też Katyń także pozostawiają sobie wiele do życzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o sposób w jaki zostali przedstawieni tam główni bohaterowie - najsłabiej wypada chyba Pilecki. Z pewnością długo jeszcze trzeba będzie czekać na rzetelne opracowanie tej części naszej historii, zwłaszcza, że pośród wielu ludzi popularnym jest pogląd, że historii już starczy i nie ma sensu się w nią zagłębiać - przecież to było i minęło.... Nie zmienia to faktu, że AK należy się historyczne opracowanie z prawdziwego zdarzenia - a takiego moim zdaniem ciągle brak.

05 marca 2011

Freundschaft uber alles.

Zapraszam do lektury artykułu pod tytułem "Polska partia w Niemczech". Jest nie tyle ciekawy, co pouczający. Otóż polakom w Niemczech ciągle nie przywrócono statusu mniejszości narodowej, dlatego też ktoś wpadł na pomysł, żeby założyć partię i w ten sposób dochodzić praw polaków w Reichu. 
O ile pomysłu jako takiego nie potępiam, to uważam, że nie tędy droga. Dlaczego? A no dlatego, że bardzo mocno wierzę w ideę wzajemności. Skoro Niemcy mają w Polsce status mniejszości i wiążące się z nim benefity, to chyba nie jest dziwnym, że Polacy w Niemczech domagają się tego samego, zwłaszcza, że, jak można dowiedzieć się z artykułu, Polaków w Reichu jest 1,5 miliona - nie w kij dmuchał. No, ale jak świat światem - a nie, zaraz to chyba o kacapach... no nieważne Jak światem ani helmut ani kacap nie będzie nam bratem, więc przywileje dla mniejszości polskiej w BDR można włożyć między bajki. Co z tym zrobić? Kierując się wspomnianą zasadą wzajemności odebrać Niemcom mieszkającym w Polsce status mniejszości i po sprawie. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie... - proste prawda? Niestety nie wiedzieć czemu proste rozwiązania, które jak wiadomo często bywają najlepsze, nie cieszą się ostatnimi czasy zbytnią popularnością.