06 marca 2011

Szpiedzy specjalnej troski.

Jakiś czas temu zacząłem oglądać serial zatytułowany "Czas honoru". Akcja rozgrywa w się podczas II WŚ w Warszawie, a głównymi bohaterami są Cichociemni. O ile z wiadomych względów nie spodziewałem się cudów, to ucieszyłem się, że ktoś zrobił film o ludziach, o których przez wiele lat milczano. Niestety moja radość nie trwała długo.

Serial ten jest niestety kolejnym dowodem na to, że polska kinematografia sięgnęła dna i że może być już tylko gorzej. Zacznę od tego, co mnie najbardziej boli, gdy oglądam Czas honoru. (Tak, jestem twardy - obejrzę do końca). Boli mnie sposób w jaki przedstawia się ludzi tworzących polskie podziemie oraz Cichociemnych. Gdyby ludzie ci wykazywali się takim poziomem debilizmu i absolutnym brakiem profesjonalizmu, to podziemia by po prostu nie było, a nawet gdyby było, to nie wytrwałoby by miesiąca. Niektórzy mówią, że nie jest to serial historyczny, tylko sensacyjny, dlatego też nie można mieć mu za złe tego, że nie oddaje realiów. Nie zgadzam się. Można zrobić serial sensacyjny osadzony w realiach historycznych i świetnie pogodzić jedno z drugim - trzeba tylko chcieć i włożyć w to odpowiedni wysiłek. To po pierwsze. Po drugie - moim zdaniem nic nie jest w stanie usprawiedliwić kretynizmu jakim po brzegi napakowana jest ta produkcja. Nie jestem ekspertem w dziedzinie wywiadu, konspiracji czy też prowadzenia działań wojskowych, jednakże skromna wiedza jaką posiadam na ten temat + zdolność logicznego myślenia pozwalają mi stwierdzić, że Czas jest głupszy niż ustawa przewiduje. Zrzut - w samolocie ma miejsce akcja darcia zdjęć ukochanych - w końcu konspiracja musi być, ale zagraniczne fajki w kieszeni w razie czego na pewno nie wzbudzą podejrzeń. Cała grupa zostaje skierowana do miasta, w którym mieszkała przed wojną, by beztrosko na ulicy wymieniać się spostrzeżeniami w stylu "okupacyjna taksówka taka jaką nam pokazywali na szkoleniu w Anglii". Każdy z Cichociemnych pomimo zakazu, zdrowego rozsądku, logiki i instynktu samozachowawczego spotyka się ze  swoimi narzeczonymi, matkami, żonami i kochankami. Aby zmylić gestapo spotykają się zawsze w tych samych miejscach. Rannych także zawożą do tego samego szpitala, w którym pracuje matka dwójki bohaterów - w końcu nie ma jak sprawdzony lekarz. Na tym jednak nie koniec. Zabawa dopiero się zaczyna. Jeden z bohaterów zostaje złapany i trafia w ręce Gestapo, potem zostaje odbity. Co dzieje się dalej? Czy zaszywa się  najgłębiej jak tylko może,daleko od warszawy? Wraca do Anglii? Otóż nie. Wtedy film nie byłby ciekawy. Zatrudnia się w Reichsbanku! Narzeczona jednego z Cichociemnych, której udało się wyrwać z rąk Gestapo w ramach ukrywania się paraduje radośnie po Warszawie w towarzystwie narzeczonego - należy dodać, że przed wojną była znaną aktorką. Inny Cichociemny najpierw spotyka się z narzeczoną w Getcie, potem ją z niego wyciąga, a potem robi zaproszenia na ślub - potem gości aresztuje Gestapo.... Żeby było jeszcze weselej, to nasi bohaterowie są przydzielani do różnorakich zadań w sposób, jakby to powiedzieć, losowy, no w każdym razie ja mam takie wrażenie. Dziś podrabiasz kennkarty, jutro napadasz na bank, a pojutrze wysadzasz pociąg - potem się zobaczy. Dla pocieszenia dodam, że debilizm polskiego podziemia jest równoważony debilizmem Abwehry tudzież Gestapo - np. po wprowadzeniu do struktur podziemia swoich szpiegów ci składają meldunki na Szucha, aha żeby było ciekawiej wszyscy noszą te same koszule wyprodukowane w Niemczech....  Jak się zapewne domyślacie lista niedorzeczności jakie pojawiają się w serialu mogłaby się ciągnąć jeszcze długo, myślę jednak, że te przedstawione powyżej dają wystarczające wyobrażenie o poziomie tej produkcji. 

Kolejna rzecz to drewno. Drewno, które zasiliło obsadę w ilościach uniemożliwiających dźwignięcie się tej produkcji ponad poziom szlamu choćby na chwilę. Domyślam się czym kierowano się przy doborze obsady - nie urodziłem się wczoraj. Nie wiem tylko co miało kluczową rolę - to że drewna jest więcej niż prawdziwych aktorów, to, że żyjemy w Polsce i liczy się czyim jest się synem/córką lub/i kogo się zna, a nie czy się coś potrafi, czy to, że ludzie (nie wiedzieć czemu) lubią patrzeć na Zakościelnego. 

Kolejną sprawą jest reżyseria, na którą widać, że był pomysł, szkoda tylko, że chybiony i to zupełnie. Wstawki z materiałów archiwalnych służące jako "przerywniki/przejścia" pomiędzy scenami są dla mnie niezwykle irytujące, zwłaszcza, że są one zawsze takie same. To samo się tyczy tych samych ujęć wykorzystywanych na okrągło. Na kilka anachronizmów można przymknąć oko, choć nie wierzę, że sporych rozmiarów antena satelitarna odbijająca się w przedniej szybie ciężarówki nie mogła zostać komputerowo usunięta. 

Reasumując - pomimo wszystkiego co napisałem powyżej, dobrze, że powstał serial o Cichociemnych. Szkoda, że tak naprawdę oglądając go jedyne co można się dowiedzieć, to to, że ludzie tacy istnieli - cała reszta rzadko kiedy ma sens (a przepraszam, wydaje mi się, że mundury, broń, pojazdy itp. są ok). Niestety pod tym względem produkcja ta nie wyróżnia się zbytnio od innych. Filmy opowiadające historię Nila, Pileckiego, czy też Katyń także pozostawiają sobie wiele do życzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o sposób w jaki zostali przedstawieni tam główni bohaterowie - najsłabiej wypada chyba Pilecki. Z pewnością długo jeszcze trzeba będzie czekać na rzetelne opracowanie tej części naszej historii, zwłaszcza, że pośród wielu ludzi popularnym jest pogląd, że historii już starczy i nie ma sensu się w nią zagłębiać - przecież to było i minęło.... Nie zmienia to faktu, że AK należy się historyczne opracowanie z prawdziwego zdarzenia - a takiego moim zdaniem ciągle brak.

2 komentarze:

ciaho pisze...

Też mnie korciło żeby obczaić powyższy serial, na szczęście nie mam telewizora, bo znowu byłoby mi przykro.

MIT pisze...

Zawsze możesz sobie w necie obejrzeć i też będzie Ci przykro, o! :)