02 października 2011

Soul food.

Jan Delay i Oh Jonny. Niewiarygodnie bujający kawałek w klimacie funk-disco z płyty "Wir Kinder vom Bahnhof Soul". 

11 września 2011

Soul Food

Ponownie niezastąpiony Ten Typ Mes i "Zanim znajdziemy". Potężna audiowizualna dawka emocji i jak to zwykle bywa w przypadku Mesa nietuzinkowy tekst.

24 sierpnia 2011

Apteczka raz jeszcze.

Jeżeli komuś ciągle się wydaje, że nie należy powrócić do pewnych starych, dobrych i sprawdzonych metod karania za pewne czyny, polecam lekturę tego newsa. Facet skatował na śmierć swoją 2 letnią córkę, bo płakała... Co z takim jegomościem począć? Sprawa jest prosta, patrz obrazek obok, vide Azja Tuhajbej bis. Wiem, że się powtarzam, ale każdy rynek powinien mieć kilka palików zarezerwowanych dla zwyrodnialców tego typu. Tym samym uzupełniam apteczkę o lek, który już dawno powinien w niej "oficjalnie" figurować. Ilustracja ciągle nienajlepsza, ale niestety z powodu zarzucenia tej metody leczenia, ciężko mi znaleźć odpowiednią. 

14 sierpnia 2011

Soul food.



Kolejna dawka rapu, tym razem z ostatniej płyty Mesa. Dla tych, którzy lubią nieco "odważniejsze" teksty ;)

Sen o Warszawie.

Witam po przerwie. Jako, że była on dość długa wydaje mi się, że winien jestem Wam kilka słów wyjaśnienia. Złożyły się na nią dwa czynniki, pierwszy, dosyć prozaiczny, mianowicie brak czasu. Drugi w gruncie rzeczy także prozaiczny - naturalna reakcja obronna. Mój umysł, czy też mózg - jeśli kto woli, rozwinął pewien system obronny (chwała mu za to), który chroni go i mnie zarazem przed zalewem łajna, którym jesteśmy bombardowani z każdej strony. Jego działanie jest banalne jak konstrukcja cepa, a zarazem pieruńsko skuteczne. System działa dwufazowo. Pierwsza faza to odruch wymiotny (o którym już nie raz wspominałem), który uaktywnia się przy pewnym poziomie łajna. Dzięki temu prostemu mechanizmowi przestaję oglądać wiadomości, czytać gazety itd. Niestety jednak w dzisiejszych czasach ciężko jest się odciąć od napływu informacji i tym samym ulżyć sobie w cierpieniu. Wtedy aktywuje się zapasowy mechanizm obronny, który dla potrzeb własnych nazwałem DON'T CARE. Zasady działania wspomnianego wcześniej mechanizmu chyba nie muszę nikomu wyjaśniać.

Tyle tytułem wstępu. Dziś chciałbym się podzielić z Wami kilkoma spostrzeżeniami na temat stolicy naszego kraju. Koleje życia ponownie skierowały mnie do grodu nad Wisłą, tym razem jednak miałem nieco więcej czasu na zwiedzanie i tego typu rozrywki. Cóż mogę powiedzieć? Po pierwsze to, że nie jest to miejsce, w którym chciałbym zamieszkać na stałe. Po drugie, to że jest ono przykrym aczkolwiek bardzo dobrym obrazem stanu polskiej myśli urbanistycznej. Muszę się poprawić. Bezmyślności czy też jak kto woli bezplanu. Właśnie tak w kilku słowach można określić to co się wyprawia w Warszawie w odniesieniu do tego co, gdzie i jak się buduje. Warszawa o ile w tej kwestii jest przykładem wyrazistym, to niestety nie jest na skalę naszego kraju wyjątkiem. Smutna prawda wygląda tak, że nasza (bez)myśl architektoniczna leży i kwiczy. Co jest powodem tego stanu rzeczy - nie wiem i chyba nawet nie mam ochoty dochodzić. Faktem jest, że jak kraj długi i szeroki budynki "użyteczności publicznej" nadal budowane są w sposób nieuwzględniający tego, że petenci poruszają się samochodami i miło by było gdyby mieli możliwość zaparkowania auta możliwie blisko urzędu, do którego się udają. Parkingi, owszem można uświadczyć, niestety jednak są one najczęściej przeznaczone jedynie dla wybranych - czytaj pracowników. Być może niedługo w polskich miastach pojawi się nowa kampania outdoorowa pt. petencie ułatw sobie życie przyjdź do urzędu piechotą! Same plusy, mniejszy ruch na drodze, mniejsze zanieczyszczenie środowiska, ludzie zaznają więcej ruchu! Drugą rzeczą jest tak zwana architektura nowoczesna - czytaj szklano-stalowe kloce noszące miano biurowców bezwstydnie i bezmyślnie wciskane wszędzie tam gdzie znajdzie się miejsce. Chyba każdy wie o czym mowa i chyba każdy, kto został obdarzony choćby elementarnym poczuciem estetyki wie, że zazwyczaj pasują one do zastanej architektury jak pięść do nosa. Obraz nędzy i rozpaczy uzupełniają zazwyczaj "apartamentowce", bądź nowa generacja bloków, chyba już nie z wielkiej płyty jednakże w moim odczuciu tak samo, a czasem nawet szpetniejszych od tych z czasów Gierka. Jeżeli dodać do tego poziom rekonstrukcji architektury dawnej (nad którym nie będę się rozwodził, gdyż nie czuję się do tego uprawniony z racji braku kwalifikacji - zainteresowanych tematem odsyłam do literatury fachowej), który pozostawia sobie wiele do życzenia mamy pełen obraz nędzy i rozpaczy. Kolejny raz muszę z przykrością stwierdzić, że jest nasz rodzimy constans, który nie odbiega od innych dziedzin życia i ludzkiej aktywności w kraju nad Wisłą.

Tobie to się nic nie podoba! Tak, wiem moi mili i już chyba nic na to nie poradzę, ten model tak ma! 
Aby udowodnić, że nie jest to do końca prawdą, pragnę gorąco polecić wizytę w Muzeum Powstania Warszawskiego. Każdy zainteresowany tą tematyką powinien się tam wybrać. Muzeum prezentuje naprawdę wysoki poziom i jest "zrobione z głową" co jest miłym odstępstwem od wspomnianego wcześniej constans panującego w Polsce.

15 kwietnia 2011

Kilka słów prawdy.

Czyli znowu o Smoleńsku, stosunkach polsko-rosyjskich i o naszej "elicie" rządzącej. 
Zacznę od policzka wymierzonego we wszystkich piewców przyjaźni polsko-rosyjskiej. Wszystkich tych, którzy dali się nabrać na tanie gesty i fałszywe obietnice, wszystkich tych, którzy z jakichś dziwnych powodów ubzdurali sobie, że Rosja darzy nas sympatią i traktuje jako równorzędnego partnera. Wszystkich tych odwalających krecią robotę robotę w swoich gadzinówkach, piejąc peany na temat tego, jak to wspaniali są Rosjanie i jak to łączą się z nami w bólu. Ostatnie dni dostarczyły bardzo jasnego i jednoznacznego dowodu na to, gdzie mają nas Rosjanie i co o nas sądzą. Co sądzą o nas jako o narodzie i co sądzą o naszym (pożal się Boże) rządzie. Mam oczywiście na myśli usunięcie pamiątkowej tablicy i zastąpienie jej tablicą  z jedynie słuszną treścią zredagowaną przez przyjaciół moskali. (Oczywiście są tacy, którym to w zupełności nie przeszkadza, jak np. niejaka Senyszyn, która twierdzi, że dobrze by było ukarać rodziny zmarłych za bezprawne postawienie tablicy, ale brednie tego szatańskiego pomiotu tym razem pozostawię bez komentarza.) W ten sposób wielki rosyjski niedźwiedź pokazuje nam wieli środkowy palec, lub ujmując to mniej poetycko - leje na nas ciepłym moczem. A co zrobi POkemońska ekipa? Przyjmie to na klatę, bo co tam, co innego można zrobić? MSZ zgłosił sprzeciw. Nie można chyba bardziej dosadnie pokazać komuś, że jeśli będzie się miało ochotę to się mu napluje w twarz, a tenże ma powiedzieć, że pada deszcz i podziękować. Nie jest to jednak specjalnie dziwne, gdyż jest to stała taktyka naszego kochanego rządu. Byleby kogoś przypadkiem nie rozdrażnić, a już Rosji w szczególności. Interesy państwa polskiego nie są tak ważne, jak dobre samopoczucie kacapów.  Pytam się, jak w takiej sytuacji Polska ma być traktowana poważnie na arenie międzynarodowej? Osobiście nie widzę takiej możliwości. Nie przy obecnym kształcie polityki zagranicznej. Litwa w oczywisty sposób łamie prawa mniejszości polskiej, Niemcy mniejszości polskiej nadal nie uznają za mniejszość, Rosja - bez komentarza, a co robi nasz rząd? Jak na razie nic. W każdym razie nic konkretnego. Czy coś zrobi? Pewnie nie, bo po co? 

Chciałbym teraz przyjrzeć się obchodom rocznicy katastrofy. Chyba nikt nie spodziewał się, że przebiegną one w sposób cywilizowany, no chyba, że przeleżał kilka ostatnich dekad pod śniegiem. Ja też nie spodziewałem się ani "normalności" ani "cywilizacji". Po raz kolejny (niestety) się nie zawiodłem. Wszyscy, którzy mniej lub bardziej dokładnie śledzą bieżące wydarzenia mieli okazje być świadkami tego żałosnego przedstawienia, które w jasny sposób pokazało, że pamięć po zmarłych i uczucia ich rodzin są niczym w zderzeniu z doraźnymi interesami politycznymi i nieodpartą, perwersyjną wręcz, chęcią poniżenia przeciwnika. Bójki, bojkoty, skoki przez płot, przepychanki, kretyńskie komentarze, jedna wielka szarpanina. Szkoda słów. Dlaczego więc o tym wspominam? Dlatego, że takie wydarzenia i zachowania im towarzyszące aż za dobrze obrazują polską mentalność. Widać jak na dłoni jacy jesteśmy, my jako naród. Skłócony, podzielony, głupi... Smutne ale prawdziwe. Od jakiegoś czasu Krakowskie przedmieście zamieniło się w papierek lakmusowy pokazujący to kim są Polacy. Niech ktoś mi powie, że podoba mu się to co widzi. Oglądając to co się działo na Krakowskim przedmieściu często miałem wrażenie, że zgromadzeni tam ludzie, gdyby tylko mogli, to najchętniej by się zatłukli - tylko dać im przyzwolenie i trochę sztachet i kijaszków. Wtedy dopiero by się działo. 

Niestety moi drodzy tak właśnie wygląda polskie społeczeństwo, stan posiadania ani klasa społeczna nie grają tu większej roli - jedni mogą mieć sztachetę, drudzy profesjonalną pałkę, trzeci garść pomówień - nieważne cel jest zawsze ten sam - zgnoić przeciwnika, tego drania, tego gada. Powtarzam od wielu lat, (zresztą nie ja pierwszy na to wpadłem) Polska nie potrzebuje zewnętrznych wrogów, jesteśmy wystarczająco dobrzy w wykańczaniu się nawzajem. W tym kontekście innego znaczenia nabiera powiedzenie, jeśli masz wrogów, to usiądź na skraju rzeki i czekaj cierpliwie aż ich ciała spłyną wraz z nurtem. 

Część ludzi ma już serdecznie dosyć wszystkiego co związane jest z katastrofą i wcale im się dziwię. Niestety smutna prawda jest taka, że kolejny raz prawdy możemy się długo nie doczekać. To jedno, a drugie, to fakt, że katastrofa ma zbyt dużą polityczną wartość, dlatego też jeszcze długo będziemy musieli przyglądać się zamienianiu tragedii na kapitał polityczny - w ten lub inny sposób. Będziemy także musieli się przyglądać kolejnym próbom jej bagatelizowania oraz słuchać o tym, że pada deszcz, gdy kacapy będą pluły nam w twarz. Będziemy także musieli być świadkami dalszego podziału naszego społeczeństwa, bo nie miejmy wątpliwości, ta sytuacja nie jest w stanie złączyć Polaków, jak jasno widać tylko nas dzieli i dzielić będzie, zwłaszcza, że jest wielu, którym te podziały są bardzo na rękę. Może w tej kwestii jestem pesymistą, nie wiem, czas pokaże,  powiem tylko, to co mówię zazwyczaj - chciałbym się mylić.

07 kwietnia 2011

Smoleńsk.

Za katastrofą smoleńską stali rosyjscy przywódcy, którzy chcieli usunąć Lecha Kaczyńskiego - taki wniosek płynie z kontrowersyjnego filmu dokumentalnego pt. "List z Polski" zrealizowanego dla holenderskiej telewizji przez Mariusza Pilisa. Zdaniem przewodniczącej Rady Etyki Mediów Magdaleny Bajer, snucie sensacyjnych, spiskowych teorii, przed ujawnieniem polskiego raportu na temat katastrofy jest bardzo szkodliwe. - Lansowanie jednej tezy, a zwłaszcza mówiącej o zamachu, jest nadużyciem moralnym - przekonuje.

Powiedzcie czego można się dowiedzieć, z tego, jakże ciekawego i pouczającego cytatu zamieszczonego powyżej? Niestety niczego nowego. A mianowicie tego, że jeśli lansuje się jedną tezę, która nie jest jedyną słuszną tezą, to jest szkodliwe, jeśli natomiast lansujemy tę jedyną słuszną tezę, to jest ok. Można się także dowiedzieć, że Pani przewodnicząca albo cierpi na schizofrenię, albo nie jest wolna od oczywistych wpływów politycznych, albo jedno i drugie. Bo przecież, jeżeli ktoś nie posiadając absolutnie żadnych informacji na temat katastrofy (poza tym, że miała miejsce) automatycznie zakłada, że wina leży po stronie polskich pilotów, to wszystko jest haraszo? Jak jasno widać na załączonym obrazku Rada Etyki Mediów (której samo istnienie uważam za kuriozalne - media i etyka - proszę...) jest kolejną instytucją, która przedkłada jedyny słuszną wizję świata ponad polską rację stanu. Mówienie o zamachu jest nadużyciem moralnym? A to dobre. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby pewien typ ludzi przestał sobie wycierać gębę takimi pojęciami jak moralność. Niestety jest to jedno z wielu pobożnych życzeń na mojej długiej liście. Polski raport - to też jest dobre, co takiego może się w nim znaleźć? Smutna prawda jest taka, że wielkie G. Jak wiemy od niedawna zamach już został wykluczony - jakoś mnie to nie dziwi. Przyjmijmy na chwilę, że możemy go w 100% wykluczyć - niewiele to zmieni, gdyż jak to było i jest widać współpraca ze stroną rosyjską  w kwestii, tak zwanego (pożal się Boże) "śledztwa"  idzie jak po grudzie. Wraku ciągle nie dostaliśmy, niech sobie spokojnie gnije przykryty brezentem, czarnych skrzynek nie dostaliśmy, bo po co? I tak dalej, i tak dalej, że tomiwisizmie i mamtowdupizmie polskiego rządu nie wspomnę - ujmując rzecz delikatnie. 

Kolejna ciekawa kwestia, to rzekoma "kontrowersyjność" tego materiału. Osobiście nie odnajduję w nim niczego kontrowersyjnego, ale ja zaliczam się do ciemnogrodu - może dlatego. Nie zmienia to faktu, że nie naprawdę nie wiem co jest kontrowersyjnego w zadawaniu uzasadnionych pytań, wskazywaniu uchybień i zaniedbań leżących po stronie rządu polskiego i rosyjskiego, domagania się na te pytania odpowiedzi i przypomnienie kilku zdarzeń historycznych z zakresu stosunków polsko-rosyjskich? Pytam się ponownie gdzie ta kontrowersja? Chyba, że kontrowersja polega na tym, że przyjaciołom moskalom może coś się nie spodobać, a przecież tego byśmy nie chcieli... Chyba, że kontrowersja polega na tym, że ktoś ma czelność pochylić się nad losem złego Kaczyńskiego i wytknąć ekipie słońca kaszub jej karygodne błędy - zaiste wielka to kontrowersja... 

Jeżeli ktoś jeszcze nie widział filmu, to polecam, dostępny na YT. Tylko, uwaga! Jest kontrowersyjny! 

Jako mały dodatek - przykład na to jak należy walczyć o swoje - sztuka, której żaden z dotychczasowych polskich rządów nie potrafił posiąść. Zawsze mówię, że Żydów można nie lubić, nie można za to ich lekceważyć. 

Na koniec akcent zza zachodniej granicy w wykonaniu nikogo innego, tylko Eriki Steinbach. Zbrodnicza polityka Hitlera nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem wypędzeń Niemców w czasie II wojny światowej i po niej. Myślę, że moi czytelnicy doskonale wiedzą co sądzę o tej Pani, dlatego też nie będę się powtarzał, gdyż, jak się zapewne domyślacie mój stosunek do niej nie uległ zmianie. Powyższe stwierdzenie pozostawiam bez komentarza. Powiem tyko, że należy jej się uznanie za konsekwencję w działaniu. Kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą?

30 marca 2011

Bul i

hańba, bo inaczej nie można się wyrazić o działaniach ekipy prezydenta Komurofskiego. 
Do ostatniej chwili ludzie Bronisława Komorowskiego blokowali inicjatywę umieszczenia na jednym z warszawskich budynków tablicy upamiętniającej węgierską pomoc w czasie wojny z bolszewikami w 1920 roku.
Z artykułu dowiadujemy się ponadto, że na dzień przed przyjazdem delegacji węgierskiej urzędnicy podjęli decyzję, w której stwierdzili, że tablica nie zostanie powieszona, gdyż udział prezydenta w takiej uroczystości mógłby zostać źle odebrany przez Rosję. Włos jeży się na głowie i przez chwilę brak mi słów. Wydawało mi się, że poza chorymi strukturami UE, Polska jest krajem suwerennym i jako taki nie musi pytać się Rosji o to czy może iść zrobić siusiu. Więcej, wydawało mi się, że jako suwerenny naród możemy wieszać na terenie swojego kraju tablice jakie nam się tylko żywnie spodoba. No i wydawało mi się jeszcze, że prezydent (jaki by nie był i co by o nim nie sądzić) będzie chociaż w stanie udawać, że jest prezydentem suwerennego kraju, który nazywa się Polska. Niestety działania takie jak to opisane powyżej sprawiają, że zaczynam szczerze wątpić w słuszność moich założeń. 

Ostatecznie tablicę odsłonięto po tym jak oburzona (nie dziwię się) strona węgierska zagroziła rabanem w mediach. Kolejny raz brak mi słów. 

Pomimo powyższego stwierdzenia jakieś słowa muszę znaleźć, gdyż takie zachowanie woła o pomstę do nieba. 

Panie Komorowski, - HAŃBA, po prostu hańba. Tak się zachowuje prezydent? Nie upamiętnimy ludzi, którzy ginęli by pomóc w walce z najeźdźcą, bo tym najeźdźcą była Rosja, która teraz może się za to obrazić? Z całą stanowczością należy stwierdzić, że jest to zachowanie niegodne Prezydenta RP. Trzeba nie mieć za grosz przyzwoitości i wstydu żeby tak się zachowywać. Chyba Szanowny Pan Komorowski zapomniał dla jakiej drużyny powinien grać. Gdyby Pan Komorowski miał trochę wspomnianego wstydu i przyzwoitości to powinien zapaść się pod ziemię i zrezygnować z pełnienia urzędu, którego, moim zdaniem, nie jest godzien. (Najlepiej w odwrotnej kolejności). 

Kolejny raz pytam się jak, kiedy ma być w tym kraju dobrze (lub chociaż lepiej) jeśli nasz prezydent boi się reakcji obcego państwa na odsłonięcie tablicy pamiątkowej? Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że jeśli chodzi o tego typu sytuacje to jesteśmy ewenementem na skalę światową i niestety, po raz kolejny, wcale nie jest to powód do dumy. 

Na koniec powtórzę - Panie Komorowski - HAŃBA.  

22 marca 2011

Soul food.

Dziś zapraszam na teledysk grupy The Roots zatytułowany What they do. Wersja z podpisami, które świetnie uzupełniają zarówno warstwę tekstową jak i wizualną. Teledysk i kawałek mają już kilka latek, jednakże pozostają bardzo aktualne. Zobaczcie sami. 



17 marca 2011

Siuga, siuga...

honey, honey, czyli gdzie macie rozum, kochani? Czyli o głupocie eurokołchozu raz jeszcze. Zapewne większość Was zaobserwowała drastyczną podwyżkę cen cukru (i nie tylko). Obecnie jego cena wynosi nawet ponad 6 złotych, niektórzy spekulują, że zatrzyma się na 10. Żyć nie umierać. 

Jako, że jestem zwolennikiem teorii przyczynowo-skutkowej, postanowiłem sprawdzić jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy. Szybko ustaliłem, że jest ona dość prozaiczna i nazywa się głupota. Ktoś może powiedzieć, że wszystko tłumaczę głupotą - i będzie miał rację. Nie jest jednak moją winą, że to właśnie najzwyklejsza w świecie głupota ludzka jest przyczyną większości "nieszczęść" z jakimi musi borykać się ludzkość.

Do rzeczy. Otóż ukochana przeze mnie unia debiloeuropejska kilka lat temu postanowiła wprowadzić limity produkcji cukru. Z tego co udało mi się wyczytać było to spowodowane kilkoma czynnikami, między innymi "przegranym panelem WTO" w wyniku, którego eksport z UE został ograniczony, a zwiększony został import z krajów "najmniej rozwiniętych". Zainteresowanych szczegółami odsyłam do przyjaciela mas - pana googla. Nie zagłębiając się w technikalia, czy też meandry rokowań i paneli WTO, UE i innych wynalazków przyjrzyjmy się ich wynikowi. UE wprowadziła limity produkcji cukru dla państw członkowskich. Zamknięto wiele cukrowni, wielu ludzi straciło pracę, a UE musiała wypłacać rolnikom rekompensaty, rzecz jasna ze swojej kieszeni, przepraszam z naszej. W Polsce zamknięto (jeżeli mnie pamięć nie myli 22 cukrownie), w 2009 nasz limit produkcji cukru zmniejszył się o 366 tysięcy ton. Żeby było jeszcze ciekawiej, to jakakolwiek nadwyżka nie może zostać sprzedana w obrębie UE tylko musi zostać wyeksportowana. dum, dum, dum.....

Liczbami z pewnością mógłbym wypełnić wiele stron, ale nie o to mi chodzi. "Brakujący" cukier UE importowała z krajów "najmniej rozwiniętych" i wszystko grało i buczało (powiedzmy). Do czasu. Do czasu nieurodzaju w krajach - "najmniej rozwiniętych". No i co? Żarło, żarło i zdechło, albo jak kto woli się zesrało, a zesrać się musiało. Dlaczego? Dlatego, że wierchuszka UE, składająca się z ludzi "najmniej rozwiniętych umysłowo", nie jest świadoma jednego, prostego jak konstrukcja cepa, faktu/prawa/stałej w przyrodzie - mianowicie tego, że KAŻDA gospodarka sterowana musi się ZESRAĆ. Przykładów potwierdzających to prawidło jest aż za dużo, a że UE jest de facto czymś w rodzaju gospodarki sterowanej nie trzeba chyba nikogo przekonywać - termin limity produkcji, chyba mówi sam za siebie.

Niestety UE jest tworem wyjątkowo odpornym na wiedzę, prawidła i, co chyba najgorsze, zdrowy rozsądek. Dlatego też pławi się w limitach, rekompensatach, ustawowych krzywiznach bananów i innych fantasmagoriach. Muszę przyznać, że jest to dość smutny i przykry widok, gdyż UE sama w sobie nie była złym pomysłem. Powiem więcej, UE była całkiem fajnym pomysłem, jak to jednak zazwyczaj bywa do czasu. Do czasu, w którym z "organizacji" o charakterze gospodarczym przemieniła się w organizację o charakterze politycznym. Wiadomo, gdzie polityka - tam nieuchronnie syf i szlam wszelaki. Gdyby UE nadal miała charakter unii gospodarczej sprawy z pewnością miałyby się inaczej. Niestety jednak już od dawna tak jest, że żeby coś ludziom "sprzedać" to trzeba do tego dorobić ideologię. Tak też się stało w przypadku UE. Mamy więc teraz "zjednoczoną jełropę", która kumuluje w sobie zjednoczoną głupotę jej mieszkańców i to zdaje jej się obecnie wychodzić najlepiej. To i otumanianie tychże mieszkańców szeroką gamą mrzonek. Choć ludzie chętnie kupują euromrzonki, to mrzonki te nie są w stanie zmienić pewnych, odwiecznych praw natury, zgodnie z którymi UE w końcu runie - tak jak każdy kolos na glinianych nogach przed nią i po niej.

07 marca 2011

Soul food.

Dziś coś dla ucha i dla oka - jeśli ktoś jest uczulony na język niemiecki - tylko dla oka. Samy Deluxe i Stumm.

Zasłyszane czyli trudny język ojczysty.

"[...] musimy jakby nauczyć się zacząć żyć ze sobą". - bo  teraz już nic nie jest jednoznaczne i jasne, tylko jakby jasne.

"[...] walczymy o godność do pracy i do płacy". - ???

Coś z innej beczki, ale też dobre

"[...]  ja, to jak sobie robię rano śniadanie to nie kroję bułek, po chuj mam czas marnować? Kładę wędlinę na górę i już".

 

06 marca 2011

Szpiedzy specjalnej troski.

Jakiś czas temu zacząłem oglądać serial zatytułowany "Czas honoru". Akcja rozgrywa w się podczas II WŚ w Warszawie, a głównymi bohaterami są Cichociemni. O ile z wiadomych względów nie spodziewałem się cudów, to ucieszyłem się, że ktoś zrobił film o ludziach, o których przez wiele lat milczano. Niestety moja radość nie trwała długo.

Serial ten jest niestety kolejnym dowodem na to, że polska kinematografia sięgnęła dna i że może być już tylko gorzej. Zacznę od tego, co mnie najbardziej boli, gdy oglądam Czas honoru. (Tak, jestem twardy - obejrzę do końca). Boli mnie sposób w jaki przedstawia się ludzi tworzących polskie podziemie oraz Cichociemnych. Gdyby ludzie ci wykazywali się takim poziomem debilizmu i absolutnym brakiem profesjonalizmu, to podziemia by po prostu nie było, a nawet gdyby było, to nie wytrwałoby by miesiąca. Niektórzy mówią, że nie jest to serial historyczny, tylko sensacyjny, dlatego też nie można mieć mu za złe tego, że nie oddaje realiów. Nie zgadzam się. Można zrobić serial sensacyjny osadzony w realiach historycznych i świetnie pogodzić jedno z drugim - trzeba tylko chcieć i włożyć w to odpowiedni wysiłek. To po pierwsze. Po drugie - moim zdaniem nic nie jest w stanie usprawiedliwić kretynizmu jakim po brzegi napakowana jest ta produkcja. Nie jestem ekspertem w dziedzinie wywiadu, konspiracji czy też prowadzenia działań wojskowych, jednakże skromna wiedza jaką posiadam na ten temat + zdolność logicznego myślenia pozwalają mi stwierdzić, że Czas jest głupszy niż ustawa przewiduje. Zrzut - w samolocie ma miejsce akcja darcia zdjęć ukochanych - w końcu konspiracja musi być, ale zagraniczne fajki w kieszeni w razie czego na pewno nie wzbudzą podejrzeń. Cała grupa zostaje skierowana do miasta, w którym mieszkała przed wojną, by beztrosko na ulicy wymieniać się spostrzeżeniami w stylu "okupacyjna taksówka taka jaką nam pokazywali na szkoleniu w Anglii". Każdy z Cichociemnych pomimo zakazu, zdrowego rozsądku, logiki i instynktu samozachowawczego spotyka się ze  swoimi narzeczonymi, matkami, żonami i kochankami. Aby zmylić gestapo spotykają się zawsze w tych samych miejscach. Rannych także zawożą do tego samego szpitala, w którym pracuje matka dwójki bohaterów - w końcu nie ma jak sprawdzony lekarz. Na tym jednak nie koniec. Zabawa dopiero się zaczyna. Jeden z bohaterów zostaje złapany i trafia w ręce Gestapo, potem zostaje odbity. Co dzieje się dalej? Czy zaszywa się  najgłębiej jak tylko może,daleko od warszawy? Wraca do Anglii? Otóż nie. Wtedy film nie byłby ciekawy. Zatrudnia się w Reichsbanku! Narzeczona jednego z Cichociemnych, której udało się wyrwać z rąk Gestapo w ramach ukrywania się paraduje radośnie po Warszawie w towarzystwie narzeczonego - należy dodać, że przed wojną była znaną aktorką. Inny Cichociemny najpierw spotyka się z narzeczoną w Getcie, potem ją z niego wyciąga, a potem robi zaproszenia na ślub - potem gości aresztuje Gestapo.... Żeby było jeszcze weselej, to nasi bohaterowie są przydzielani do różnorakich zadań w sposób, jakby to powiedzieć, losowy, no w każdym razie ja mam takie wrażenie. Dziś podrabiasz kennkarty, jutro napadasz na bank, a pojutrze wysadzasz pociąg - potem się zobaczy. Dla pocieszenia dodam, że debilizm polskiego podziemia jest równoważony debilizmem Abwehry tudzież Gestapo - np. po wprowadzeniu do struktur podziemia swoich szpiegów ci składają meldunki na Szucha, aha żeby było ciekawiej wszyscy noszą te same koszule wyprodukowane w Niemczech....  Jak się zapewne domyślacie lista niedorzeczności jakie pojawiają się w serialu mogłaby się ciągnąć jeszcze długo, myślę jednak, że te przedstawione powyżej dają wystarczające wyobrażenie o poziomie tej produkcji. 

Kolejna rzecz to drewno. Drewno, które zasiliło obsadę w ilościach uniemożliwiających dźwignięcie się tej produkcji ponad poziom szlamu choćby na chwilę. Domyślam się czym kierowano się przy doborze obsady - nie urodziłem się wczoraj. Nie wiem tylko co miało kluczową rolę - to że drewna jest więcej niż prawdziwych aktorów, to, że żyjemy w Polsce i liczy się czyim jest się synem/córką lub/i kogo się zna, a nie czy się coś potrafi, czy to, że ludzie (nie wiedzieć czemu) lubią patrzeć na Zakościelnego. 

Kolejną sprawą jest reżyseria, na którą widać, że był pomysł, szkoda tylko, że chybiony i to zupełnie. Wstawki z materiałów archiwalnych służące jako "przerywniki/przejścia" pomiędzy scenami są dla mnie niezwykle irytujące, zwłaszcza, że są one zawsze takie same. To samo się tyczy tych samych ujęć wykorzystywanych na okrągło. Na kilka anachronizmów można przymknąć oko, choć nie wierzę, że sporych rozmiarów antena satelitarna odbijająca się w przedniej szybie ciężarówki nie mogła zostać komputerowo usunięta. 

Reasumując - pomimo wszystkiego co napisałem powyżej, dobrze, że powstał serial o Cichociemnych. Szkoda, że tak naprawdę oglądając go jedyne co można się dowiedzieć, to to, że ludzie tacy istnieli - cała reszta rzadko kiedy ma sens (a przepraszam, wydaje mi się, że mundury, broń, pojazdy itp. są ok). Niestety pod tym względem produkcja ta nie wyróżnia się zbytnio od innych. Filmy opowiadające historię Nila, Pileckiego, czy też Katyń także pozostawiają sobie wiele do życzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o sposób w jaki zostali przedstawieni tam główni bohaterowie - najsłabiej wypada chyba Pilecki. Z pewnością długo jeszcze trzeba będzie czekać na rzetelne opracowanie tej części naszej historii, zwłaszcza, że pośród wielu ludzi popularnym jest pogląd, że historii już starczy i nie ma sensu się w nią zagłębiać - przecież to było i minęło.... Nie zmienia to faktu, że AK należy się historyczne opracowanie z prawdziwego zdarzenia - a takiego moim zdaniem ciągle brak.

05 marca 2011

Freundschaft uber alles.

Zapraszam do lektury artykułu pod tytułem "Polska partia w Niemczech". Jest nie tyle ciekawy, co pouczający. Otóż polakom w Niemczech ciągle nie przywrócono statusu mniejszości narodowej, dlatego też ktoś wpadł na pomysł, żeby założyć partię i w ten sposób dochodzić praw polaków w Reichu. 
O ile pomysłu jako takiego nie potępiam, to uważam, że nie tędy droga. Dlaczego? A no dlatego, że bardzo mocno wierzę w ideę wzajemności. Skoro Niemcy mają w Polsce status mniejszości i wiążące się z nim benefity, to chyba nie jest dziwnym, że Polacy w Niemczech domagają się tego samego, zwłaszcza, że, jak można dowiedzieć się z artykułu, Polaków w Reichu jest 1,5 miliona - nie w kij dmuchał. No, ale jak świat światem - a nie, zaraz to chyba o kacapach... no nieważne Jak światem ani helmut ani kacap nie będzie nam bratem, więc przywileje dla mniejszości polskiej w BDR można włożyć między bajki. Co z tym zrobić? Kierując się wspomnianą zasadą wzajemności odebrać Niemcom mieszkającym w Polsce status mniejszości i po sprawie. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie... - proste prawda? Niestety nie wiedzieć czemu proste rozwiązania, które jak wiadomo często bywają najlepsze, nie cieszą się ostatnimi czasy zbytnią popularnością.

24 lutego 2011

O edukacji raz jeszcze.

We Francji czy Hiszpanii repetuje nawet co trzeci uczeń, u nas tylko 5,3 proc. - ujawnia "Rzeczpospolita".

 Patrząc na powyższe zdanie można by pomyśleć, że Polska to kraj ludzi genialnych - nic bardziej mylnego. Z artykułu dowiadujemy się, że taki stan rzeczy jest wynikiem promowania uczniów na wyrost oraz dbania o opinię szkoły. Nic nowego. Nie od wczoraj wiadomo, że w niektórych przypadkach repetowanie klasy nie zda się absolutnie na nic, a nauczyciele z chęcią pozbędą się ucznia stwarzającego problemy. Pompowanie statystyk w celu poprawienia wizerunku szkoły też chyba specjalnie nikogo nie dziwi. Pytanie tylko czy tak powinno być? Czy należy jeszcze bardziej pogrążać i tak już ledwo zipiący system edukacji? Czy warto produkować kolejnych analfabetów mogących się szczycić takim czy innym dyplomem dla świętego spokoju czy też statystyk? Odpowiedź oczywiście brzmi nie, niestety jednak niczego to nie zmienia. Logika swoje, a słupki swoje. Takie życie. 

W dalszej części artykułu czytamy, że Eurokochłoz dąży do ograniczenia "drugoroczności", gdyż jest to zjawisko niekorzystne społecznie, ekonomicznie i psychologicznie. No proszę, jesteśmy o krok przed UE! Niestety nie ma się z czego cieszyć. Stanowisko i polityka UE rzecz jasna mnie nie dziwi. Takie cholera ciekawe czasy. Wszyscy jesteśmy równi, zjednoczeni i nie ma przegranych i w ogóle jest super. Kiedyś jednak trzeba będzie zejść na ziemię. Może zamiast przeciwdziałać drugoroczności należy pójść w inną stronę? Może należy zacząć przeciwdziałać polityce złudzeń. Nie każdy musi skończyć szkołę, a z całą pewnością nie powinni kończyć jej matoły tylko dlatego, że ktoś sobie coś uroił. Matoł ma spore szanse na to, że matołem pozostanie z dyplomem czy bez niego. Jest tylko jedno małe ale. Otóż, matoł z dyplomem potrafi być o wiele bardziej szkodliwy niż ten bez dyplomu, gdyż ten z dyplomem często potrafi wykształcić w sobie przekonanie, że matołem nie jest. 

Uważam, że powtarzanie klasy nie jest złe. Dlaczego na równi mają być traktowani ci, którzy chodzą na zajęcia i się uczą i ci, którzy mają wszystko w dupie? Wszystkim na koniec dyplomik i jest ok. Nie ma negatywnych skutków. Oczywiście tylko pozornie, gdyż dzięki temu wspomniany dyplom jeszcze bardziej traci na wartości. 

W Polsce rzecz jasna problem ten sięga o wiele głębiej, gdyż dzięki Mc Uczelniom wyrastającym jak grzyby po deszczu co drugi ćwierć-mózg radośnie ukończywszy jeden z wyimaginowanych kierunków wymachuje dyplomem "studiów wyższych". To, że realna wartość tego dyplomu (można oprawić w ramkę, zatkać dziurę w bucie, lub wsadzić sobie w tyłek) jest w wielu przypadkach tożsama z dyplomem uczelni państwowej jest już inną bajką.  

12 lutego 2011

Soul food.

Tym razem z okazji zbliżających się walentynek kilka słów o miłości.

Amor vincit omnia! 
Da leugst du, spricht Pecunia
Denn wo ich Pecunia nicht bin
Da kommt Amor Selten hin!

08 lutego 2011

Zakaz.

Na zdjęciu zakaz ruchu pojazdów o masie przekraczającej 12 ton, lub jak kto woli ograniczenie prędkości do 12 ton na godzinę. Pod spodem 12 tabliczek zaczynających się od słów "nie dotyczy". Zdjęcie jest z telefonu stąd kiepska jakość. Na pierwszych 11 wymienione są firmy, na ostatniej jest napisane nie dotyczy przewozu płodów rolnych. Muszę przyznać, że znaku z taką ilością "wyjątków" jeszcze nie widziałem. Nie widziałem także tak dobrze i szczelnie "zagospodarowanego" znaku. Ciekawe co się stanie, gdy w okolicy przybędzie jeszcze jedna firma, dla której trzeba będzie zrobić wyjątek?

01 lutego 2011

Religie świata łączcie się.

Niedawno dowiedziałem się, że Czesi chcą uznania Jediizmu za oficjalną religię. Muszę przyznać, że niewiele wiem o Jediizmie (mam nadzieję, że tak to się pisze), w artykule możemy przeczytać, że wiara Jedi to wyznanie synkretyczne, łączące w sobie m.in. cechy chrześcijaństwa, buddyzmu i zen.
Ciekawa koncepcja, niemniej jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to kolejny niezdrowy twór. Nie zrozumcie mnie źle. Oczywiście każdy ma prawo do własnej wiary, jakkolwiek dziwna by ona nie była. Nie zmienia to jednak faktu, że ciężko brać na poważnie "religię" mającą swe korzenie w filmie z gatunku western w kosmosie. 

Refleksje na temat ludzi chcących być Jedi przywiodły mnie ponownie do refleksji na temat religii w ogóle. Kolejny raz doszedłem do tego samego wniosku. Problem nie leży w religii jako takiej. Nieważne jaka to religia. Nie chodzi o to czy ktoś jest wyznawcą islamu, buddyzmu, judaizmu, katolicyzmu, zen, hinduizmu, konfucjanizmu, sikhizmu, jedi, czy też latającego spaghetti.  Nie. Wcale nie chodzi o to jak nazywasz swojego Boga, jak często się do niego modlisz i jakiego mięsa nie jesz. 
Więc o co chodzi? Najnormalniej w świecie o to jakim jesteś człowiekiem. Koniec i kropka. Tu leży pies pogrzebany. Nidy nie chodziło o religię. Mam jeden prosty argument potwierdzający moją tezę (tak tylko jeden). Nasza natura jest taka, że lubimy się nawzajem tępić na różne sposoby. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest to jedna z naszych ulubionych rozrywek. Minęły tysiące lat, a nasza natura nie uległa zmianie - środki za pomocą, których możemy odsyłać bliźnich na łono ... (wpisz odpowiednie bóstwo w zależności od wiary lub pozostaw to miejsce puste jeśli w nic nie wierzysz) - zdecydowanie. Chcę przez to powiedzieć, że religia jest tylko pretekstem, bo w gruncie rzeczy nie chodzi o Boga, kolor skóry, itd. Często chodzi o pieniądze, ziemię i o to, że lubimy się mordować i jako gatunek w większości składamy się z debili. Recepta na katastrofę, która sprawdza się od zarania dziejów. Myślę, że wszyscy, którym się wydaje, że tak bardzo w coś wierzą, że warto za to mordować powinni w końcu zjednoczyć się pod sztandarem jednej religii, która de facto zawsze była najpopularniejszą religią na świecie. Religia ta nazywa się debilizm. Jej założenia są banalne - hołdowanie własnej głupocie. Pewnie dlatego ma tak wielu wyznawców.

26 stycznia 2011

O Polsce raz jeszcze.

 
Gdy wieczorne zgasną zorze,
zanim głowę do snu złożę,
modlitwę moją zanoszę,
Bogu Ojcu i Synowi.
Dopierdolcie sąsiadowi!
Dla siebie o nic nie wnoszę,
tylko mu dosrajcie, proszę!
Kto ja jestem?
Polak mały! Mały, zawistny i podły!
Jaki znak mój? Krwawe gały!
Oto wznoszę swoje modły do Boga, Maryi i Syna!
Zniszczcie tego skurwysyna!
Mojego rodaka, sąsiada, tego wroga, tego gada!
Żeby mu okradli garaż,
żeby go zdradzała stara,
żeby mu spalili sklep,
żeby dostał cegłą w łeb,
żeby mu się córka z czarnym
i w ogóle, żeby miał marnie!
Żeby miał AIDS-a i raka,
oto modlitwa Polaka!

Jeżeli ktoś się nie orientuje to powyższa "modlitwa" pochodzi z filmu Dzień Świra. Dlaczego ją przytaczam? Dlatego, że w moim mniemaniu niemal bezbłędnie obrazuje polską mentalność. Na zamieszczonym zrzucie ekranu komentarz do informacji o odnalezieniu w Anglii ciał dwójki Polaków brzmiący - "kto jedzie na zmywak? no dalej osiołki". Autorowi gratuluję wyczucia. Niestety tego typu bezmyślne komentarze nie są rzadkością. Oczywiście można zrzucić je na karb internetowej anonimowości, przez którą każdy z dostępem do netu może popisać się swoją głupotą. Na pewno w wielu przypadkach tak jest. Internet jest bardzo ciekawym "zjawiskiem" dającym możliwość obserwacji wielu zachowań, które prawdopodobnie nie ujrzały by światła dziennego gdyby nie on. Jeżeli dobrze pamiętam, to chyba Lem powiedział, że nie był świadom tego, że na świecie jest tylu idiotów, dopóki nie odkrył internetu. Muszę przyznać, że coś w tym jest. Pozostawiając pytanie czy ludzie z wielką lubością wypisujący bzdury na różnego rodzaju internetowych forach gotowi byliby powtórzyć je w "realu" bez odpowiedzi chcę zaznaczyć, że komentarze tego typu poza przejawem głupoty są także odzwierciedleniem podłej, polskiej mentalności.

Muszę podkreślić powyższe PODŁEJ. Jest to kolejna smutna prawda o naszej narodowej naturze. Jest to także, moim zdaniem, jeden z powodów dzięki któremu życie w Polsce wygląda tak a nie inaczej. Nie wiem skąd w nas tyle podłości względem siebie. Wiem za to, że nic nie wskazuje na to aby miałoby to się zmienić, co rzecz jasna nie wróży dobrze.

21 stycznia 2011

Make love - raz jeszcze.

Często słyszę głosy, że Islam jest źle postrzegany, źle przedstawiany i że mylą się Ci, którzy twierdzą, że wyznawcy tej religii nie są zdolni do dialogu, kontrolowania swoich emocji, bądź też koegzystowania z innymi nacjami we współczesnym świecie. Dlaczegóż to niektórzy ludzie w ten a nie inny sposób postrzegają religię nazywaną przez wielu religią miłości? Nie mogę wypowiadać się w imieniu innych, ale mogę powiedzieć, że w moim przypadku incydenty takie jak ten utwierdzają mnie w przekonaniu, że ludzie ci mentalnie utknęli w XII wieku i za cholerę nie mogą, bądź raczej nie chcą się z niego wydostać. 

17 stycznia 2011

Soul food.

 Jakiś czas temu oglądając telewizję (tak, od czasu do czasu mi się jeszcze zdarza) natrafiłem na program rozrywkowy, kabaretowy jeśli kto woli. Nie oglądałem go zbyt długo, jednakże utwierdził mnie on w przekonaniu, że polski kabaret czasy swojej świetności ma za sobą. Nie wiem jaka grupa produkowała się w tym programie, wiem za to, że nie odbiegała specjalnie od poziomu prezentowanego przez kolegów po fachu.Proponuję więc małą powtórkę z rozrywki i nieśmiertelny, mistrzowski Sęk.

15 stycznia 2011

Prasówka.

Jeżeli ktoś miał wątpliwości co do tego, że nasz rząd to banda niekompetentnych debili, którym polska racja stanu zwisa i powiewa jak kilko kitu na agrafce - oto kolejny dowód na potwierdzenie tej tezy. 
Konwencja chicagowska nie wiąże Rosjan przy badaniu katastrofy smoleńskiej. "Rzeczpospolita" zaznacza, że przez dziewięć miesięcy Polska żyła fikcją. Rząd mówił, że śledztwo jest prowadzone w oparciu o konwencję chicagowską, a tymczasem - jak wynika z analiz "RZ" - konwencji nie można było zastosować do tej katastrofy. Jak wynika z art. 3 konwencji chicagowskiej dokument ten stosuje się wyłącznie do cywilnych samolotów, nie zaś państwowych.
Po raz kolejny trzeba zadać sobie pytanie, czy to karygodne "niedopatrzenie" jest działaniem zamierzonym, czy po prostu kolejną "wtopą" polskiego rządu? 
Będąc przy Smoleńsku chciałbym wspomnieć o tym co ma do powiedzenia na ten temat strona rosyjska. 
Na łamach prawda.ru możemy zapoznać się z wywodem pilota Grigorija Drugowiejki, który nie ma zastrzeżeń co do raportu MAK i nie rozumie dlaczego Polska nie zgadza się z opinią ekspertów, którzy przeprowadzili dochodzenie w sposób profesjonalny i kompleksowy. Twierdzi on także, że rosyjscy kontrolerzy lotu nie byli w stanie zapobiec katastrofie, ponieważ skoro piloci zdecydowali się na lądowanie, to kontroler mógł sobie krzyczeć pull up, a to i tak niczego by nie zmieniło. Wina leży nie tylko po stronie polskich pilotów ale i polityków, gdyż Ci chcieli wylądować blisko Katynia. Ciężko się nie zgodzić. Przecież gdyby wylądowali gdzieś przy granicy i stamtąd poszli na piechotę katastrofy z pewnością by nie było. 
Swoje 5 groszy, przepraszam kopiejek dokłada niezwistanaja, na łamach, której możemy się dowiedzieć, że dla Polski sprawa z samolotem nie zakończy się prawdopodobnie nigdy, gdyż dla nas winnych zawsze będzie zbyt mało. Ciekawe rozumowanie. 

Zmieniamy temat, teraz znowu o fiskusie. O inwencji tego urzędu pisałem na Zapiskach nie raz i nie dwa. Można powiedzieć, że jest ona wręcz epicka! Głównie jeżeli chodzi o stopień jej niedorzeczności, co nie zmienia faktu, że w pewnym sensie jest on godny podziwu. Inspektorzy kontroli skarbowej uzyskali nowe uprawnienia. Kajdanki, pałki, miotacze gazu, siatki obezwładniające, elektryczne paralizatory, broń z gumowymi pociskami - to wszystko nowe narzędzia kontroli skarbowej.
Wiem, że Uks to nie do końca to samo Us, niemniej jednak mam pewne obawy co do nowych uprawnień inspektorów. Głównie dlatego, że mam dziwne przeczucie, iż wspomniana wcześniej inwencja może być zaraźliwa, jeśli dodamy do tego zbyt entuzjastyczne podejście do pracy oraz fakt, że praca może polegać na egzekwowaniu nonsensownych przepisów - mamy gotowy przepis na katastrofę. 

Na koniec radosny akcent z państwa, o którym rzadko cokolwiek słychać w mediach, mianowicie Kanady. Piosenka Dire Straits "Money for Nothing", nagrana w 1985 roku, została oficjalnie uznana za nie nadającą się do emisji na antenie Kanadyjskiego radia. Powodem jest jedno słowo - "faggot", czyli po polsku "pedał".
Podobno jednym z podstawowych wyznaczników demokracji jest wolność słowa. Podobno. Bo jeśli chcemy użyć słowa pedał, to wolność ta nie ma racji bytu. Jak zapewne wiecie nie jestem wielkim fanem demokracji, jednakże fajnie by było się czegoś trzymać. Albo jest wolność albo jej nie ma. Oczywiście wolność jednych nie może być kosztem drugich, jednakże popadanie w skrajności tego typu nigdy nie jest dobre. 
Słowo "faggot", ma łamać zapisy o prawach człowieka zawarte w Kodeksie Etycznym komisji, ponieważ odnosi się do orientacji seksualnej w uwłaczający sposób.
Jak tu nie kochać PC? 
Katalog słów zakazanych w imię wolności i praw człowieka może się tylko powiększać, efektem czego będzie dalsza kastracja intelektualna oraz pogłębianie się aberracji semantycznych. Trzeba mieć nieźle pokręcony tok myślenia, by stwierdzić, że słowo pedał użyte w piosence łamie prawa człowieka. 
Posługując się tym tokiem myślenia możemy wyrugować z "pierwszego obiegu" większość piosenek, filmów lub książek.

Mam inną propozycję, może zakażemy wszystkiego tego co łamie zasady zdrowego rozsądku i uwłacza intelektowi? Katalog ten z pewnością szybko nabrał by monstrualnych rozmiarów.  

Skoro jesteśmy przy pe... znaczy się gejach i nonsensie. 
Jezus Chrystus był superinteligentnym gejem - powiedział w wywiadzie dla amerykańskiego magazynu "Parade" sir Elton John. 
Elton John jest supergłupim gejem, powiedziałem Ja.  

11 stycznia 2011

Soul food.

Jakiś czas temu obiecałem, że na łamach Zapisków będzie pojawiać się coś dla ucha lub oka, innymi słowy karma dla ducha. Wpisy te będą od tej pory pojawiały się pod tą samą nazwą - Soul food. 
Czasem będą towarzyszyły im refleksje, czasem po prostu będą to "gołe" rekomendacje. Mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu.
Dziś będzie to wiersz pt. "Miasto" autorstwa Konstandinosa Kawafisa.


Powiedziałeś: "Pojadę do innej ziemi, nad morze inne.
Jakieś inne znajdzie się miasto, jakieś lepsze miejsce.
Tu już wydany jest wyrok na wszystkie moje dążenia
i pogrzebane leży, jak w grobie, moje serce.
Niechby się umysł wreszcie podźwignął z odrętwienia.
Tu, cokolwiek wzrokiem ogarnę,
ruiny mego życia czarne
widzę, gdziem tyle lat przeżył, stracił, roztrwonił".
Nowych nie znajdziesz krain ani innego morza.
To miasto pójdzie za tobą. Zawsze w tych samych dzielnicach
będziesz krążył. W tych samych domach włosy ci posiwieją.
Zawsze trafisz do tego miasta. Będziesz chodził po tych samych ulicach
Nie ma dla ciebie okrętu - nie ufaj próżnym nadziejom -
nie ma drogi w inną stronę.
Jakeś swoje życie roztrwonił
w tym ciasnym kącie, tak je w całym świecie roztrwoniłeś.

Ilekroć przypominam sobie chwile, gdy stałem na brzegiem innych mórz, pogrążony w zadumie, przepełniony poczuciem wolności, wpatrując się w nieistniejący punkt na horyzoncie, z dziwnym przeświadczeniem, że mogę ruszyć przed siebie i dotrzeć na kraniec świata, tylekroć przypomina mi się także ten wiersz. Zapewne dlatego, że wspomnianemu przeświadczeniu towarzyszył zawsze obraz mojego miasta. Byłem zawieszony gdzieś w przestrzeni, oczami kreślący trasę wędrówki na wyimaginowanej mapie, na której zawsze był jeden punkt - moje miasto. 
Dość dziwne uczucie. Z jednej strony wspaniała lekkość i wolność wynikająca z faktu, że jest się gdzieś, gdzie się nigdy nie było, wszystko jest nowe i gdziekolwiek nie pójdziesz będzie dobrze. Podświadomość podpowiada Ci, że to właśnie dlatego zapach wolności jest tu tak wyrazisty, dlatego że Twoje "miasto" jest tysiące mil stąd, dlatego, że jest tylko małym punktem na mapie, pomimo tego ciągle ma nad Tobą pewien rodzaj władzy... 


Wiersz o ile ma nieco pesymistyczny wydźwięk, to z pewnością skłania do refleksji i warto go sobie przypomnieć wpatrując się w dal po drugiej stronie wzgórza.

10 stycznia 2011

Kilka słów o studiach.

Czyli jakby na to nie patrzyć we don`t need no education - kolejna odsłona. Chciałbym Wam polecić artykuł Jacka Kobusa zatytułowany Po co nam studia? 
No właśnie po co? Teoretycznie wiadomo, rozwój, wiedza, kwalifikacje, praca itd. Wszystko fajnie, ale to jedynie przy założeniu, że nie żyje się po drugiej stronie lustra. Niestety w Naszym przypadku założenie to nie jest i zapewne jeszcze długo nie będzie spełnione, tak więc pozostaje ponowić pytanie, po co nam studia? Autor wspomnianego wcześniej artykułu daje dość dobrą odpowiedź na to jakże ważne pytanie. Nie wiem czy pośród moich czytelników znajdują się studenci, jeżeli tak to ich najbardziej zachęcam do lektury. Dla zachęty cytat
Pewnych błędów chyba bym już jednak nie powtórzył. Na przykład na studiach nie wymawiałbym się od picia wódki tak głupim pretekstem jak konieczność nauki do egzaminu! Egzamin można w końcu zdać także i w drugim terminie, a jak to nie pomoże, to w trzecim (czyli „komisyjnie”). Natomiast okazja do wypicia bruderszaftu z przyszłym posłem, ministrem, a bodaj przyszłą kochanką przyszłego podsekretarza stanu (co mogło mieć i doraźnie pewne uroki…) już się nie powtórzy…
To tylko jeden ze smaczków w tym jakże prawdziwym artykule pod którym mógłbym (z małymi wyjątkami) sam się podpisać. Jest takie anglojęzyczne powiedzenie - It`s not where you`re  from, it`s where your`re at - nieważne skąd jesteś, ważne gdzie zaszedłeś. Można je strawestować tak by posłużyło za uzupełnienie treści artykułu - nieważne co skończyłeś, ważne z kim pijesz. 

Więc spytam się jeszcze raz - po co nam studia?  

Małe post scriptum uzupełniające obraz stanu polskiej "nauki". 
Na 100 pracowników naukowych zatrudnionych w polskich uczelniach rocznie przypadają tylko 23 publikacje w uznanych czasopismach – wyjaśnia dr Aleksandra Parteka. – To najniższy wskaźnik w przebadanych krajach.

08 stycznia 2011

Przepaść cywilizacyjna

czyli o tym dlaczego nie należy pozwalać na wchodzenie z butami do łóżka i o tym jak bardzo cywilizacja wschodu różni się od cywilizacji zachodu. 
Wszystko to w artykule o wszystko mówiącym tytule "Śmierć w imieniu prawa". Artykuł jest długi, niemniej zachęcam do lektury, gdyż ma dużą "wartość poznawczą". Możemy się z niego dowiedzieć za można zostać skazanym na karę śmierci w państwach, w których panuje jedynie słuszna religia miłości i pokoju.

05 stycznia 2011

Prasówka.

Kilka zaległych newsów i krótkie komentarze do nich.
 Borusewicz mówi, że nikogo takiego nie pamięta, a ja mówię, nic nowego. Bo komuż miałby pomagać Bolek jeśli nie "swoim"? Nie pierwszy zresztą raz. Należy jeszcze się spytać kogo rozumie się przez Solidarności i co rozumie się przez pomoc. Z pewnością patrząc pod odpowiednim kątem można powiedzieć, że SB wielokrotnie pomagało Solidarność... 

Teraz odpowiedź na pytanie dlaczego potrzebujmy Apteczki oraz realnego ustawodawstwa umożliwiającego pociągniecie urzędników do odpowiedzialności za swoje wybryki/zaniechania/niedociągnięcia/partactwo... bądź to zwyczajny debilizm/skurwysyństwo/bezduszność...
Jedna kreska - tyle zabrakło Ani, wzorowej uczennicy jednego z wrocławskich gimnazjów, aby otrzymać stypendium za dobre wyniki w nauce. We wniosku, w miejscu na NIP zamiast postawić kreskę, zostawiła puste miejsce. Urzędnicy wniosek odrzucili i nie dają prawa do odwołania.

Jeżeli ktoś nadal sądzi, że z muzułmanami jest wszystko ok, to niech się zastanowi.
Aktorka znana z filmów o młodym czarodzieju Harrym Potterze została przez bliskich pobita i nazwana "dziwką" tylko dlatego, że spotkała się z chłopakiem, który nie jest muzułmaninem - donosi prasa w Wielkiej Brytanii. 22-letniej Afshan Azad, aktorce pochodzącej z muzułmańskiej rodziny imigrantów z Azji, bliscy grozili śmiercią [...]
Ci którzy myślą, że dialog z tego typu ludźmi jest możliwy także powinni się dobrze zastanowić, a Ci którzy uważają, że powinniśmy (jako europejczycy) obchodzić się z muzułmanami jak z jajkiem powinni się popukać w czoło i to mocno. Nie wiem ile razy można o tym pisać, ale jeśli pozwoli się komuś żeby będąc w "gościnie" wchodził z butami do łóżka to bardzo szybko wejdzie nam na głowę... 

To co napisałem powyżej tak naprawdę tyczy się wszelkiego rodzaju fanatyków/ortodoksów/bojowników i ludzi, którzy popadli w skrajność niezależnie od ich wyznania, rasy czy narodowości. Problem w tym, że środowisko muzułmańskie zdaje się mieć sporą nadwyżkę ludzi dotkniętych skrajnościami, a co gorsza będących mentalnie w średniowieczu i to wczesnym.  

Legalize it.

Internetowe sklepy z dopalaczami, a także zwykli handlarze, są poza zasięgiem policji i inspekcji sanitarnej. Winny jest brak rozporządzenia, na podstawie którego służby mogłyby dokonywać zakupu kontrolowanego - odkrył "Dziennik Gazeta Prawna".

 Czyli kolejny dowód na brak wyobraźni i nieudolność osób stanowiących prawo w kraju nad Wisłą. Smutne status quo, nad którym nie ma co się kolejny raz rozpisywać. A ja powiem kolejny raz - zalegalizować, opodatkować i problemie. No bo skoro nawet w teorii nie jesteśmy w stanie stworzyć przepisów, które miałyby przeciwdziałać sprzedaży narkotyków/dopalaczy (że o egzekwowaniu tego prawa nie wspomnę) to może jednak lepiej pójść w drugą stronę? Spójrzmy prawdzie w oczy prawa na tyle restrykycjnego i surowego, ażeby rzeczywiście odstraszało od handlu i używania narkotyków współczesne ustawodawstwo tak zwanych demokratycznych krajów nie przyjmie za nic, a nasz tak zwany demokratyczny kraj dodatkowo nie ma pieniędzy na egzekwowanie jakiegokolwiek prawa, a co tu dopiero mówić o restrykcyjnym? Muszę nadmienić, że utrudnianie życia losowo wybranym, uczciwym obywatelom nie liczy się. 


Pozwólcie, że powtórzę - każdy powinien mieć prawo do trucia się tym na co ma właśnie ochotę. Nie występujmy przeciwko naturze, selekcja naturalna jest bardzo ale to bardzo potrzebna!