05 maja 2009

PC! FUCK YEAH!

Jestem PC! Dum(b), dum(b), dum(b)... Wszyscy razem! :)
Jeden z moich ulubionych chłopców do bicia daje o sobie znać kolejny raz. Walka o rząd dusz trwa, w wraz z nią postępuje kastracja intelektualna, jedną z metod kastracji jest poprawność polityczna, która, podobnie jak jej piewcy, kolejny raz udowadnia, że nie ma granic głupoty, których nie jest w stanie przekroczyć.
"Polityczna poprawność – zdaniem wielu - nakazuje ludziom mówić nie to, co myślą, ale to, co wypada. – Poprawność polityczna to jest właśnie cenzura". Zgadza się. Bo po co ludzie mają myśleć? Nic dobrego z takiego niekontrolowanego myślenia przecież nie może wyniknąć i choć w większości wypadków nie stanowi to wielkiego problemu, gdyż ludzie po prostu nie myślą (czego dowodem może być rozprzestrzenienie się PC) , to jeśli zdarzy się jakaś czarna owca, która popełni ten grzech, to na straży stoi PC. Nie ma wątpliwości co do tego, że jest to specyficzna forma cenzury. "Bo ktoś może poczuć się urażony". Straszne. Odwróćmy wszystko do góry nogami, zerwijmy z tradycyjną semantyką, dlatego, że ktoś może poczuć się urażony. Co z tego? Jeżeli ktoś będzie chciał kogoś obrazić, to i tak zrobi, w ten czy inny sposób. Natomiast jeżeli, ktoś lubi się obrażać na wszystko i wszystkich, nie potrafi interpretować tego co się do niego mówi, lub też interpretuje wszystko wg jednego klucza, to trudno, czemu mamy się tym przejmować? Czemu mamy ustępować obrażalskim ćwierć mózgom? Ja nie widzę ani jednego powodu. Powiem więcej, mam głęboko w dupie to, że ktoś może poczuć się urażony. Życie toczy się dalej, spróbuj nadążyć.

Piewcy równości bez granic nie ustają w swych dążeniach do całkowitej eufemizacji języka. Wycierając sobie przy tym nagminnie gębę hasłami takimi jak wolność, tolerancja czy równość. Podczas gdy w gruncie rzeczy nie mają z nimi nic wspólnego. To banda wykolejonych hipokrytów, faszystów wypisz wymaluj, dzielących świat na tych co z nimi i tych, których trzeba zniszczyć, w głębokim poważaniu mają wolność i równość, chcą tylko uprzywilejowanego statusu dla siebie, po to by mogli do woli i w spokoju propagować swe dewiacje.

A propos walki o "równość", warto wspomnieć o pomyśle Kampanii przeciw Homofobii, która postuluje o to, aby sankcja za znieważanie gejów była zawarta w kodeksie karnym. KpH chce, aby do art. 257 kk. dopisać: "z powodu orientacji seksualnej". Pomysł ten popiera dyżurny gej i (nomen omen) (pa)Jacyków. Ma on jednak, o dziwo, pewne, wg mnie bardzo uzasadnione wątpliwości co do praktycznego funkcjonowania tego zapisu. Dobrym pytaniem, jeśli taki zapis zostałby wprowadzony (o zgrozo!), jest jak wyglądałoby jego egzekwowanie? Jeżeli zmieniony przepis zabraniałby publicznego znieważania ze względu na orientację seksualną, to czy hetero mogliby pozywać homo za znieważenie? Czy byłby to przepis wpisujący się w dzisiejsze realia i tylko homo mogliby pozywać hetero? Albo lepiej, czy homo pozywaliby homo? Powstaje także kolejne pytanie, co jest orientacją seksualną a co nie? Bo z pewnością ustawa (jak to w Polsce) nie precyzowałaby tego zagadnienia. Więc, jeśli ktoś lubi 5-letnich chłopców, to czy mógłby kogoś pozwać na nazwanie go pedofilem? Przecież to orientacja seksualna! Ha!
Pomijając wątpliwość przytoczone powyżej, sprawa ta ilustruje to, że bojownicy o równość wcale o nią nie walczą. Walczą o większy kawałek tortu dla siebie. Powtórzmy dla SIEBIE. Nie chodzi o równość, chodzi o pewne grupy ludzi ich interesy. Bo czy nie jest tak, że każda współczesna dupokracja gwarantuje swoim obywatelom pewne niezbywalne, przyrodzone prawa, bez względu na to komu i co lubią pakować w tyłek, jaki mają kolor, płeć i religię? Ale nie to mało, potrzebne są oddzielne zapisy, najlepiej dla każdego po jednym. Pytanie dlaczego? Czy geje i inne "mniejszości" nie czują się ludźmi? Dlatego potrzebują oddzielnych zapisów? Czy wcale nie zależy im na promowaniu idei równości, na co wskazywałyby ich działania, tylko na preferencyjnym traktowaniu?

Na koniec kolejny raz przypomnę kwestię z filmu "Sami Swoi", sądy sądami, a państwo i tak Cie zgnoi! Oto czytamy, że sądem sądem, a fiskus swoje. Nie pierwszy raz słyszę o podobnych praktykach, jak i o samowoli fiskusa. Nasuwa się pytanie, po jaką cholerę nam te sądy? Skoro nawet one nie są w stanie ukrócić urzędniczej anarchii? Rozwiązać i pogonić kijami w jasną cholerę. Jakie to krzepiące wiedzieć, że żyje się w kraju, w którym wyrok sądu można sobie wetknąć w tyłek (po tym jak już się go doczeka). Żeby było śmieszniej to kwestia nie tyczy się tylko wyroków WSA, co jest i tak sprawą co najmniej kuriozalną, ale i NSA!

Sądy, sądami, tylko gdzie się podziały moje granaty?

Brak komentarzy: