Kreatywność jest bardzo na czasie, bez niej ani rusz.
Bycia kreatywnym wymaga się od nas niemal na każdym kroku. W szkole, w domu, w pracy - wszędzie trzeba wykazać się kreatywnością. Zwłaszcza w pracy, gdzie kreatywność potrzebna jest nie tylko po to, aby wykonywać powierzone nam obowiązki, ale także po to, aby pracę w ogóle dostać. Każdy pracodawca chce mieć względnie młodego, wykształconego i kreatywnego pracownika, że nie wspomnę o wysokiej kulturze osobistej, doświadczeniu zawodowym, nastawieniu na realizację celów, odporności na stres, znajomości języków, umiejętności pracy w grupie i pod presją czasu. Oczywiście każdy pracodawca oferuje w zamian pracę w stabilnej, rozwijającej się firmie, w młodym zespole, miłej atmosferze, oferując jednocześnie konkurencyjne zarobki i możliwości rozwoju. Wybaczcie dygresję, ale jeśli się jej bliżej przyjrzycie, to zobaczycie, że ilustruje ona kreatywność - w tym przypadku pracodawców, którzy zaprzęgli swój kreatywny potencjał, po to aby stworzyć bajkowego kandydata i bajkowe warunki. Naturalną koleją rzeczy jest zaprzęgnięcie kreatywnego potencjału przez kandydatów, po to aby stworzyć iluzję tego, że właśnie przybyli z baśniowej krainy wymarzonego pracownika. I koło się zamyka. Jest to o tyle zabawne, że zazwyczaj ani jeden ani drugi bajkopisarz nie "kupuje" dzieła drugiego. Cóż, żyjemy w świecie iluzji...
Kreatywność w kraju takim jak Polska ma bogatą, ciekawą i bardzo barwną tradycję, która jest o wiele starsza od korporacyjnych fantasmagorii. W Polsce trzeba być kreatywnym, to sine qua non egzystencji w tym kraju. Każdy kto choć trochę zna historię naszej Ojczyzny wie dlaczego. Oczywiście mam tu na myśli "kreatywność po polsku" będącą odpowiedzią na polską "egzotykę" i specyfikę tego kraju. Myślę, że mogę powiedzieć, że jesteśmy kreatywnym narodem - to, że tak naprawdę gówno z tego mamy niczego nie zmienia i tak jesteśmy cholernie kreatywni.
Przykład z Sopotu, w którym to prokuratura rejonowa dała przykład kreatywnego (nie)stosowania prawa.
Koncesje na sprzedaż alkoholu wydawane były niezgodnie z przepisami, ale nie było to przestępstwem [...] - Śledztwo zdecydowaliśmy się umorzyć w związku z tym, iż nie stwierdzono znamion czynu zabronionego w działaniu urzędników - mówi Barbara Skibicka, szefowa sopockiej Prokuratury Rejonowej.
Zdaniem prokuratury, urzędnicy kierowali się interesem społecznym wydając pozwolenia na sprzedaż alkoholu "na próbę", na okres krótszy, niż przewidują przepisy.
Niezłą prokuraturę ma "kurort"! Urzędnicy ewidentnie i z premedytacją łamią przepisy ustawy wydając pozwolenia na czas krótszy niż nakazuje ustawa, a prokuratura nie może doszukać się czynu zabronionego! To jest kreatywność! Ciekawe gdzie tego uczą, na korespondencyjnym kursie prawa? Oczywiście, że urzędnicy kierowali się interesem społecznym, przecież powszechnie wiadomo, że urzędy i urzędnicy w tym kraju kierują się wyłącznie interesem społecznym i dobrem obywateli, więc jeśli łamią prawo to tylko dla ich dobra i można ich za to karać. Ciekawe, czy ta kreatywna interpretacja czynu zabronionego stanie się precedensem?
Co ja gadam, w Polsce czyn zabroniony jest zabroniony jeśli popełnia go ktoś spoza klubu, lub bez kasy i wpływów - Folwark Zwierzęcy pełną gębą...
Zdarza się jednak, że z kretynizmami udaje się uporać w miarę sprawnie i szybko. Co rzecz jasna nie zmienia faktu, że moim zdaniem nie powinny one w ogóle mieć miejsca. Decyzja NFZ, która pozbawiła część z chorych na raka możliwości leczenia została cofnięta! Pani Kopacz w końcu czegoś nie skopała! Gratulacje! Skoro jesteśmy przy NFZ, to chciałbym oficjalnie ogłosić, że zajął on przedterminowo pierwsze miejsce w rankingu najgorszych polskich instytucji/urzędów za miesiąc styczeń. (Ranking jest moim prywatnym rankingiem, "wyróżnienia" przyznawane są w 100% subiektywnie i niedemokratycznie). Pomysłodawcy/winni tego stanu rzeczy wygrywają zaś w rankingu ludzi, których należałoby zapędzić do kamieniołomów.
Wróćmy na moment do kreatywnej sprawiedliwości, zainspirowany orzeczeniem Trybunału Europejskiego Lesław Maciejewski pozwał do sądu gminę Świnoujście gdyż uznał, że eksponując krzyże w urzędzie miejskim naruszyła jego dobra osobiste. A co ja mam zrobić? Istnienie takich ludzi jak Maciejewski narusza moje dobra osobiste i jakoś muszę z tym żyć! Co nie jest proste, gdyż mają oni przewagę liczebną!
Zdaniem cytowanego przez "Rz" socjologa, pozew mieszkańca Świnoujścia może zachęcić innych do podobnych działań. Uważa on, że to cena rosnącej podmiotowości obywateli i dojrzewania społeczeństwa obywatelskiego.
Powyższe stwierdzenie jest ciekawe, ale nie mogę się z nim do końca zgodzić. O ile jest bardzo prawdopodobne, że liczba urażonych i wnoszonych przez nich pozwów będzie rosła, to nie sądzę, aby było to ceną jaką musimy płacić za dojrzewające społeczeństwo obywatelskie.
Zachowania tego typu nie mają nic wspólnego ani z dojrzałością ani ze społeczeństwem obywatelskim. Wywodzą się z mylnej koncepcji wolności oraz powszechnie panującego i lansowanego libertynizmu, jak również postępującej laicyzacji społeczeństwa. Jest to cena "postępu". Tak postępu, lewicowego postępu myślowo-ideologicznego, który pod pozorem krzewienia wolności wszelakich narzuca społeczeństwom jedyny słuszny, postępowy światopogląd. Jakbym na to nie patrzył, to nie mogę postrzegać opisanej sytuacji inaczej niż jako efekt zdziczenia. Dlaczego zdziczenia? Dlatego, że jak pokazuje historia tam gdzie swe macki rozciąga lewactwo i jemu podobne ideologie efektem może być jedynie bezhołowie.
Polskie szkoły mają zostać skontrolowane przez niezależnych kontrolerów.
Po raz pierwszy pracę szkół będą oceniać nie pracownicy kuratorium, a specjalnie przeszkoleni dyrektorzy placówek oświatowych.
Pomysł ten nie przypadł do gustu pracownikom placówek, wiążą oni z nim pewne obawy:
Będą nas oceniać osoby z zewnątrz, a przecież najgłębszą wiedzę mają o ci, którzy ją znają od dawna [...]
I wszystko jasne. Wiadomo, że najlepszą, najpełniejsza, najrzetelniejsza i najbardziej wiarygodną ocenę wystawi nie niezależny kontroler z zewnątrz (choć co do tej niezależności nie miałbym pewności), tylko ci, którzy znają się od dawna i niejedną flaszkę razem obalili. Proste jak konstrukcja cepa.
Na koniec nieco weselszy akcent będący kolejnym argumentem przemawiającym za moją tezą, iż należy wszystkie istniejące dni wszystkiego i niczego zastąpić dwoma dniami. Dniem debila i dniem bez debila. TVN24 pisze, że dziś obchodzimy dzień sprzątania biurka! Dum, dum, dum...
Więcej, artykuł nosi wdzięczny tytuł "Pokaż mi swoje biurko, a powiem Ci kim jesteś". O tak, kolejny idiotyzm idący w parze z dniami wszystkiego i niczego. Pokaż mi swój ... / swoje ... / co jesz / jak jesz / co czytasz / bla, bla, bla - a powiem Ci kim jesteś! Jestem ciekaw, czy ludzie wymyślający podobne niedorzeczności robią to z nudów, swojej głupoty, czy może otaczają się ludźmi tak nieskomplikowanymi i płytkimi, że potrafią powiedzieć kim są patrząc się na ich biurko lub obserwując nawyki żywieniowe. Nie wiem jak to jest z innymi, ale jeszcze nie znalazł się taki wróżbita/domorosły psycholog/szalbierz, który mógłby powiedzieć jaką jestem osobą patrząc na moje biurko! No, chyba że trafiłby się autentyczny jasnowidz, ale on z oczywistych względów byłby poza konkursem.
Bycia kreatywnym wymaga się od nas niemal na każdym kroku. W szkole, w domu, w pracy - wszędzie trzeba wykazać się kreatywnością. Zwłaszcza w pracy, gdzie kreatywność potrzebna jest nie tylko po to, aby wykonywać powierzone nam obowiązki, ale także po to, aby pracę w ogóle dostać. Każdy pracodawca chce mieć względnie młodego, wykształconego i kreatywnego pracownika, że nie wspomnę o wysokiej kulturze osobistej, doświadczeniu zawodowym, nastawieniu na realizację celów, odporności na stres, znajomości języków, umiejętności pracy w grupie i pod presją czasu. Oczywiście każdy pracodawca oferuje w zamian pracę w stabilnej, rozwijającej się firmie, w młodym zespole, miłej atmosferze, oferując jednocześnie konkurencyjne zarobki i możliwości rozwoju. Wybaczcie dygresję, ale jeśli się jej bliżej przyjrzycie, to zobaczycie, że ilustruje ona kreatywność - w tym przypadku pracodawców, którzy zaprzęgli swój kreatywny potencjał, po to aby stworzyć bajkowego kandydata i bajkowe warunki. Naturalną koleją rzeczy jest zaprzęgnięcie kreatywnego potencjału przez kandydatów, po to aby stworzyć iluzję tego, że właśnie przybyli z baśniowej krainy wymarzonego pracownika. I koło się zamyka. Jest to o tyle zabawne, że zazwyczaj ani jeden ani drugi bajkopisarz nie "kupuje" dzieła drugiego. Cóż, żyjemy w świecie iluzji...
Kreatywność w kraju takim jak Polska ma bogatą, ciekawą i bardzo barwną tradycję, która jest o wiele starsza od korporacyjnych fantasmagorii. W Polsce trzeba być kreatywnym, to sine qua non egzystencji w tym kraju. Każdy kto choć trochę zna historię naszej Ojczyzny wie dlaczego. Oczywiście mam tu na myśli "kreatywność po polsku" będącą odpowiedzią na polską "egzotykę" i specyfikę tego kraju. Myślę, że mogę powiedzieć, że jesteśmy kreatywnym narodem - to, że tak naprawdę gówno z tego mamy niczego nie zmienia i tak jesteśmy cholernie kreatywni.
Przykład z Sopotu, w którym to prokuratura rejonowa dała przykład kreatywnego (nie)stosowania prawa.
Koncesje na sprzedaż alkoholu wydawane były niezgodnie z przepisami, ale nie było to przestępstwem [...] - Śledztwo zdecydowaliśmy się umorzyć w związku z tym, iż nie stwierdzono znamion czynu zabronionego w działaniu urzędników - mówi Barbara Skibicka, szefowa sopockiej Prokuratury Rejonowej.
Zdaniem prokuratury, urzędnicy kierowali się interesem społecznym wydając pozwolenia na sprzedaż alkoholu "na próbę", na okres krótszy, niż przewidują przepisy.
Niezłą prokuraturę ma "kurort"! Urzędnicy ewidentnie i z premedytacją łamią przepisy ustawy wydając pozwolenia na czas krótszy niż nakazuje ustawa, a prokuratura nie może doszukać się czynu zabronionego! To jest kreatywność! Ciekawe gdzie tego uczą, na korespondencyjnym kursie prawa? Oczywiście, że urzędnicy kierowali się interesem społecznym, przecież powszechnie wiadomo, że urzędy i urzędnicy w tym kraju kierują się wyłącznie interesem społecznym i dobrem obywateli, więc jeśli łamią prawo to tylko dla ich dobra i można ich za to karać. Ciekawe, czy ta kreatywna interpretacja czynu zabronionego stanie się precedensem?
Co ja gadam, w Polsce czyn zabroniony jest zabroniony jeśli popełnia go ktoś spoza klubu, lub bez kasy i wpływów - Folwark Zwierzęcy pełną gębą...
Zdarza się jednak, że z kretynizmami udaje się uporać w miarę sprawnie i szybko. Co rzecz jasna nie zmienia faktu, że moim zdaniem nie powinny one w ogóle mieć miejsca. Decyzja NFZ, która pozbawiła część z chorych na raka możliwości leczenia została cofnięta! Pani Kopacz w końcu czegoś nie skopała! Gratulacje! Skoro jesteśmy przy NFZ, to chciałbym oficjalnie ogłosić, że zajął on przedterminowo pierwsze miejsce w rankingu najgorszych polskich instytucji/urzędów za miesiąc styczeń. (Ranking jest moim prywatnym rankingiem, "wyróżnienia" przyznawane są w 100% subiektywnie i niedemokratycznie). Pomysłodawcy/winni tego stanu rzeczy wygrywają zaś w rankingu ludzi, których należałoby zapędzić do kamieniołomów.
Wróćmy na moment do kreatywnej sprawiedliwości, zainspirowany orzeczeniem Trybunału Europejskiego Lesław Maciejewski pozwał do sądu gminę Świnoujście gdyż uznał, że eksponując krzyże w urzędzie miejskim naruszyła jego dobra osobiste. A co ja mam zrobić? Istnienie takich ludzi jak Maciejewski narusza moje dobra osobiste i jakoś muszę z tym żyć! Co nie jest proste, gdyż mają oni przewagę liczebną!
Zdaniem cytowanego przez "Rz" socjologa, pozew mieszkańca Świnoujścia może zachęcić innych do podobnych działań. Uważa on, że to cena rosnącej podmiotowości obywateli i dojrzewania społeczeństwa obywatelskiego.
Powyższe stwierdzenie jest ciekawe, ale nie mogę się z nim do końca zgodzić. O ile jest bardzo prawdopodobne, że liczba urażonych i wnoszonych przez nich pozwów będzie rosła, to nie sądzę, aby było to ceną jaką musimy płacić za dojrzewające społeczeństwo obywatelskie.
Zachowania tego typu nie mają nic wspólnego ani z dojrzałością ani ze społeczeństwem obywatelskim. Wywodzą się z mylnej koncepcji wolności oraz powszechnie panującego i lansowanego libertynizmu, jak również postępującej laicyzacji społeczeństwa. Jest to cena "postępu". Tak postępu, lewicowego postępu myślowo-ideologicznego, który pod pozorem krzewienia wolności wszelakich narzuca społeczeństwom jedyny słuszny, postępowy światopogląd. Jakbym na to nie patrzył, to nie mogę postrzegać opisanej sytuacji inaczej niż jako efekt zdziczenia. Dlaczego zdziczenia? Dlatego, że jak pokazuje historia tam gdzie swe macki rozciąga lewactwo i jemu podobne ideologie efektem może być jedynie bezhołowie.
Polskie szkoły mają zostać skontrolowane przez niezależnych kontrolerów.
Po raz pierwszy pracę szkół będą oceniać nie pracownicy kuratorium, a specjalnie przeszkoleni dyrektorzy placówek oświatowych.
Pomysł ten nie przypadł do gustu pracownikom placówek, wiążą oni z nim pewne obawy:
Będą nas oceniać osoby z zewnątrz, a przecież najgłębszą wiedzę mają o ci, którzy ją znają od dawna [...]
I wszystko jasne. Wiadomo, że najlepszą, najpełniejsza, najrzetelniejsza i najbardziej wiarygodną ocenę wystawi nie niezależny kontroler z zewnątrz (choć co do tej niezależności nie miałbym pewności), tylko ci, którzy znają się od dawna i niejedną flaszkę razem obalili. Proste jak konstrukcja cepa.
Na koniec nieco weselszy akcent będący kolejnym argumentem przemawiającym za moją tezą, iż należy wszystkie istniejące dni wszystkiego i niczego zastąpić dwoma dniami. Dniem debila i dniem bez debila. TVN24 pisze, że dziś obchodzimy dzień sprzątania biurka! Dum, dum, dum...
Więcej, artykuł nosi wdzięczny tytuł "Pokaż mi swoje biurko, a powiem Ci kim jesteś". O tak, kolejny idiotyzm idący w parze z dniami wszystkiego i niczego. Pokaż mi swój ... / swoje ... / co jesz / jak jesz / co czytasz / bla, bla, bla - a powiem Ci kim jesteś! Jestem ciekaw, czy ludzie wymyślający podobne niedorzeczności robią to z nudów, swojej głupoty, czy może otaczają się ludźmi tak nieskomplikowanymi i płytkimi, że potrafią powiedzieć kim są patrząc się na ich biurko lub obserwując nawyki żywieniowe. Nie wiem jak to jest z innymi, ale jeszcze nie znalazł się taki wróżbita/domorosły psycholog/szalbierz, który mógłby powiedzieć jaką jestem osobą patrząc na moje biurko! No, chyba że trafiłby się autentyczny jasnowidz, ale on z oczywistych względów byłby poza konkursem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz