Włodzimierz Cimoszewicz komentuje awanturę wokół zaproszenia do Rady Bezpieczeństwa Narodowego w następujący sposób Cała dzisiejsza awantura była zupełnie niestosowna. Prezydent może zapraszać, kogo chce. Dla mnie to był przejaw rozsądku i rodzaj uwiarygodnienia jego hasła wyborczego, czyli "Zgoda buduje" - powiedział w "Kropce nad i" w TVN 24 Włodzimierz Cimoszewicz. I trochę racji ma. Prezydent może zapraszać kogo chce, pytanie tylko czy powinien? Myślę, że nie będzie wielkim zdziwieniem, gdy napiszę, że nie powinien. No ale jak to Cimoszewicz zauważył prezydent stara się być konsekwentny i realizuje swoje hasło Zgoda Buduje. Nie wiem dlaczego, ale mam dziwne przeczucie, że jest to jedyny postulat jaki uda mu się zrealizować, choć pewnie i tak nie w pełni, gdyż z pewnością nie odnosi się on do wszystkich. Zgoda buduje, ale jak uczy życie nie z każdym można się pogodzić, ze zbrodniarzami owszem, z ludźmi, jak by to ująć, wyznającymi nieco inne zasady niż Jaruzelski czy Komorowski już raczej nie.
Starczy o Komorowskim. To co powiedział Cimoszewicz jest o wiele ciekawsze. Jak przystało na personę spod czerwonej gwiazdy Cimoszewicz jest zwolennikiem hasła make love not ... (wstawić odpowiednie słowo, zależnie od zaistniałej sytuacji).
Ci, którym historia przyznała rację, okazaliby wielkoduszność, gdyby nie okazywali pewnej mściwości uniemożliwiającej rozmowę - dodał.
Zdaniem Cimoszewicza jest już najwyższy czas, by odejść od panującego przez lata obyczaju, zgodnie z którym przez polskie społeczeństwo przebiegał głęboki podział, a dyskusję zastępowała niechęć oraz odwracanie się do siebie plecami.
- Tacy ludzie, jak generał Jaruzelski przecież nie kwestionują swojej odpowiedzialności. Apelują jedynie o to, by w sądach uwzględniać pewne okoliczności historyczne - przypominał były marszałek Sejmu.
Nóż otwiera się w kieszeni. Wielkoduszność? Jestem zdania, że na wszystko trzeba zapracować, a piękne hasła o wielkoduszności można sobie wsadzić w wiadome miejsce. Czy Jaruzelski i jemu podobni okazali wielkoduszność w stosunku do własnych rodaków? NIE. Chyba, że przez wielkoduszność można rozumieć wysyłanie bliźnich do lepszego miejsca.
Głęboki podział, cóż, zgadzam się w całej rozciągłości należy go w końcu zlikwidować. Oddzielić katów od ofiar i wymierzyć katom stosowną karę. I nie ma tu o czym dyskutować. Powtarzam nie ma tu absolutnie żadnego, nawet najmniejszego pola do dyskusji. Ludzie odpowiedzialni za zdradę Polski powinni zostać osądzeni z całą możliwą surowością. Ciągle postuluję sąd polowy.
Jaruzelski nie kwestionuje swojej odpowiedzialności? Dobre, boki zrywać. Pewne okoliczności historyczne? Jeszcze lepsze. Kochany relatywizm, czerwoni nie mogą bez niego żyć. Zginęli ludzie, ale pewne okoliczności historyczne pozwalają rozważyć ten fakt w nieco innymi świetle. NIE. Zbrodnia jest zbrodnią, zdrada jest zdradą. Okoliczności historyczne w większości wypadków nie mają nic do rzeczy, czasami jedynie mogą być katalizatorem wyzwalającymi głęboko uśpione pokłady pierwotnego skurwysyństwa. A jak wiadomo u czerwonych poziomy skurwysyństwa są zazwyczaj nieco większe od przeciętnego człowieka.
Ulubiona argumentacja czerwonej swołoczy, okoliczności obiektywne, konieczność historyczna, było minęło, kochajmy się i nie pogłębiajmy podziałów. A sprawiedliwość? Spra... co? Nie, nie, to była zemsta, tak nie wolno, kochajmy się. UB, SB, represje, mordy? Okres błędów i wypaczeń, nie ma co do tego wracać...
Na tym jednak nie koniec, Cimoszewicz uważa, że Katyń nie był zbrodnią ludobójstwa, tylko zbrodnią wojenną. To nie znaczy, że ta zbrodnia była "mniejsza", ale po prostu miała inny charakter - dodał.
I po co nam wrogowie z zewnątrz jeśli na własnym podwórku mamy takich asów? Mówcie co chcecie ale trzeba mieć coś nie tak z głową żeby twierdzić, że zamordowanie ponad 20 tys. osób to nie ludobójstwo. Czerwona gorączka robi swoje. Ciekawy czym wg wykładni cimoszewiczowskiej był głód na Ukrainie? Ludobójstwem pewnie nie, zbrodnią pewnie też nie, może nieprzewidzianą konsekwencją źle rozplanowanej redystrybucji zasobów żywnościowych?