09 listopada 2009

Prasówka.

Zapraszam na "przegląd prasy". Zacznijmy od wiadomości ze świata i od newsa o wdzięcznym tytule 5 000 krzyży na amerykańskim murze granicznym. News ten jest godny uwagi z przynajmniej dwóch względów. W wigilię Wszystkich Świętych obrońcy praw emigrantów umieścili ponad 5.000 białych krzyży na przebiegającym przez miasto Tijuana odcinku muru budowanego przez władze USA wzdłuż granicy między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi. Po pierwsze można się z niego dowiedzieć, że istnieją obrońcy praw emigrantów. Ja np. nie wiedziałem :) być może powinienem był wiedzieć, a jeśli nie, to chociaż się domyślać, bo przecież teraz są obrońcy praw wszystkich i wszystkiego, oczywiście poza obrońcami ludzi obdarzonych zdrowym rozsądkiem - Ci muszą bronić się sami. Stopniowe "uszczelnianie" granicy Stanów Zjednoczonych przed masowym napływem nielegalnych meksykańskich imigrantów i przerzutem narkotyków z Meksyku, zmusiło Meksykanów, według pani Siu, do wybierania najbardziej niebezpiecznych, prowadzących m.in. przez pustynie Arizony, dróg przedostawania się do Stanów. To głównie - podkreśliła - zwiększyło liczbę śmiertelnych ofiar wśród nielegalnych imigrantów. Po drugie zaś możemy się upewnić, że obrońcy praw wszelakich cechują bardzo podobnym sposobem myślenia (przepraszam za ten zwrot), a ich potencjał intelektualny (za ten też) nie różni się zbytnio. Ta sama śpiewka niezależnie od tego, czy broni się praw adopcji dzieci przez parę mężczyzna i koza czy też o wolności słowa surykatek.
Rząd U.S.A. powinien się wstydzić! Nie wiem jak można pozwolić sobie na to, aby utrudniać nielegalnym emigrantom przedostanie się przez granicę - do czego ten świat doszedł! Bardzo możliwe, że w skutek uszczelniania granicy z Meksykiem drastycznie zmniejszy się ilość narkotyków dostępnych w stanach i biedne ćpuny będą musiały raczyć się gorszym bądź droższym towarem. Mam nadzieję, że obrońcy praw narkomanów w ramach protestu też coś gdzieś powieszą. Dum, dum, dum...

Pamiętam jak jakiś czas temu komentowałem fakt promowania przez UE języka neutralnego płciowo, tzn. takiego, który w jednoznaczny sposób nie daje odczuć rozmówcy, że wiemy jaką ma płeć, vide nie powinniśmy używać zwrotów takich jak: pan, pani, panna, etc. Wspomniałem wtedy, o tym, że efektem tego będzie powstanie neutralnego społeczeństwa. Neutralnego płciowo, rasowo, religijnie i co najważniejsze intelektualnie, bo bez neutralności intelektualnej - do której to nota bene coraz bliżej - osiągnięcie pełnej neutralności nie będzie możliwe. Ludzi neutralnych intelektualnie nie brakuje, za świetny przykład niech tym razem posłuży Szwecja.
Żyje tam wesoła para, która postanowiła wychować swoje dziecko bezpłciowo - to znaczy ani jako chłopca, ani jako dziewczynkę. Latorośl zwie się Pop i jest wychowywane bez żadnych ograniczeń i nie było narażone na odgrywanie określonej roli, do jakiej zmuszają stereotypowe wzorce zachowań płci. Oryginalnie prawda? Zdaniem matki płeć jest tyko "konstrukcją społeczną". A jej głowa zapewne konstrukcja próżniową. Płeć w 100% narzuca nam społeczeństwo, biologia nie ma tu nic do rzeczy. Tysiące lat ewolucji też nie. Wszystko jest stanem umysłu albo czymś narzuconym przez społeczeństwo. Matka twierdzi także, że pomogliśmy Pop rozwinąć silne cechy charakter. Myślę, że nawet nie wie jakie cechy będzie musiało rozwinąć jej dziecko potem, np. jak pójdzie do szkoły... No ale nigdy nic nie wiadomo, w końcu to Skandynawia, tam pewnikiem inne obyczaje panują i jest więcej PC... Para ma drugie dziecko, które zamierza skrzywdzić w ten sposób. Historia ta jest żywym dowodem na to, że prawo do rozmnażania się powinno poddać się ścisłym restrykcjom.

Teraz nadszedł czas na dawkę polskiej paranoi. Zacznijmy od NFZ, czyli jak masz zamiar chorować w tym kraju to albo obrabuj bank i lecz się prywatnie albo od razu rzuć się z mostu.
Choć trzystu podopiecznych szpitala w Witkowicach może w każdej chwili oślepnąć, to urzędników to nie wzrusza. - Nie mamy pieniędzy, rozkładają ręce pracownicy NFZ.
No jak nie ma pieniędzy, to ich nie ma, proste prawda? Umywamy rączki i idziemy do domu. La, la, la...
To jednak nie koniec. NFZ jako żywo szatańskimi pomiotami stoi i potrafi się wykazać nie tylko w kwestii ludzi zagrożonych utratą wzroku. NFZ zakręcił kurek i od października niepełnosprawne dzieci nie są rehabilitowane w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Urzędnicy mówią, że trzeba było rozsądniej wydawać pieniądze. To jednak nie koniec - zdaniem urzędników, pieniądze należy wydawać „rozsądnie”, a rozsądku w Centrum zabrakło. – Świadczeniodawca, w tym wypadku dyrektor szpitala czy kierownik kliniki, wie, jakimi pieniędzmi dysponuje i wie, jak powinien nimi rządzić – ucina Aszkielaniec. Brak mi słów. Mogę tylko zacytować Billa Hicksa: "suck satan`s cock"!

Pieniędzy na leczenie dzieci brakuje ale na wojaże dla darmozjadów nie może zabraknąć. Jak ktoś ma nóż w kieszeni to niech go wyjmie bo może się poranić przy lekturze. Około miliarda złotych rocznie płaci polski podatnik za wyjazdy zagraniczne i inne zbędne przywileje urzędników administracji publicznej.
Około miliarda.... To weźmy ten "około" miliard i leczmy dzieci! A urzędasy niech siedzą na dupach, bo chyba tylko do tego się nadają...

Na koniec kolejny dowód na to, że polski system edukacji jest do dupy. Tylko dwa polskie uniwersytety - Warszawski i Jagielloński - są na liście 500 najlepszych uczelni świata...
A to niespodzianka! Polskie środowisko akademickie nie bierze tego jednak do siebie (kolejna niespodzianka) To sztuczny twór, stwarzający niepotrzebny i płytki szum. Nie mamy szans, by zająć w nim wysokie pozycje, bo uczelnie są oceniane według takich kryteriów jak liczba wykładowców i absolwentów z tytułami noblisty, czy liczba publikacji pracowników naukowych w najbardziej prestiżowych periodykach, czyli w "Science" i "Nature". Takich osiągnięć mamy mało, bo u nas badania opisywane są po polsku czyli w języku mało popularnym w środowiskach naukowych świata" - dodaje prof. Ziejka. Gdyby uczelnie były oceniane wg liczby półinteligentnych, niekompetentnych wykładowców bez znajomości języków obcych bylibyśmy w pierwszej dziesiątce, nie ma co do tego wątpliwości. Pomimo tego, że wypowiedź pana "rofesora" bije czystą głupotą na kilometr to zawiera w sobie trafny opis przyczyny obecnego stanu rzeczy (jednej z wielu oczywiście). Pytanie: czy należy się napuszyć i pielęgnować status quo, czy może jednak warto zastanowić się nad zmianami? Czy publikowanie w renomowanych pismach branżowych w języku angielskim nie okazałoby się niezłym pomysłem? A, nie, wróć, to oznaczałoby, że rofesorski panteon musiałby zacząć coś robić....

Brak komentarzy: