12 lutego 2009

Człowiek z...

Pierwszy wyrobnik polskiej kinematografii vel Andrzej Wajda ma zamiar nakręcić film o Bolku.
Cóż mogę powiedzieć, nie będzie to pierwszy gniot na jego koncie, miejmy jednak nadzieję, że przy odrobinie szczęścia ostatni.

Wajda wielkim człowiekiem i reżyserem będąc mówi: "- Martwi mnie i gniewa sytuacja, w której bohater Solidarności, Lech Wałęsa, który odegrał w naszej historii tak ważną rolę, atakowany jest przez ludzi, którzy w porównaniu z nim są nikim - tłumaczy reżyser. - Ci ludzie pojawili się nie wiadomo skąd i prezentują najgorszą część naszego społeczeństwa. Nie mogę się z tym pogodzić".

Doskonale Pana Wajdę rozumiem! Też nie mogę się pogodzić z tym, że w naszym społeczeństwie ludzie reprezentujący sobą poziom spod znaku dna absolutnego atakują ludzi porządnych. Nie zapominajmy jednak, że Polska to jedno z tych miejsc po drugiej stronie lustra, a co za tym idzie, analogia kończy się na niemożności pogodzenia, bo co do kwestii kto jest dnem a kto nie różnię się z Wajdą diametralnie. Nie będzie chyba dla nikogo wielkim zdziwieniem, gdy powiem, że dla mnie dnem jest Wajda i Wałęsa.

A kim jest Wajda? Nie jest nikim, to pewne, ale nie jest też do końca tym za kogo się podaje.
Oto kilka wybranych smaczków z curriculum vitae pana rezysera, o których on sam raczej nie wspomina, a i przeczytać o nich w "oficjalnym obiegu" też raczej ciężko.
Andrzej Wajda: Odznaczony orderem Budowniczych Polski Ludowej, należał do ZNMS, ZAMP, PPR i PZPR, kłamał na temat śmierci swojego ojca (jakoby zginął w Katyniu), autor takich wypowiedzi jak: "Zarzuty słyszałem od reakcyjnie nastawionych ludzi w kraju, którzy z Powstania Warszawskiego zrobili świętość" - w odpowiedzi na krytykę filmu "Kanał", "Czy to wyjdzie mądrze, czy głupio, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia" - o filmie "Lotna", "Film winien być demaskowaniem kultury burżuazyjnej", "Koleżanki i koledzy, pamiętacie jak przed laty powoływałem się na Włodzimierza Illicza Lenina, którego definicję stanu rewolucyjnego przytoczyłem na jednej z narad. Powiem skromnie, że moje przepowiednie okazały się prorocze. Tym razem powołam się na Karola Marksa [...] Polskie filmy stały się dzisiaj pierwszym, a może jedynym sojuszniekiem kina radzieckiego [...]" O kim mówiono w następujący sposób: "wirtuoz rozładowywania kompleksów antyradzieckich", "najbliższy Marskizmowi twórca filmowy", chwalono za "rewizjonizm w stosunku do tradycji ułańskiej", "Posiada duże wyrobienie ideologiczne oraz wykazuje zdecydowaną postawę. Pod względem politycznym pewny. Członek PZPR. Dobry naukowiec. Zasługuje na zaufanie. Nie ma w stosunku do niego żadnych zastrzeżeń natury politycznej czy te moralnej".
Można jeszcze dodać, pupilek "salonu", dobry kolega Adasia, współzałożyciel Agory/GW, przeciwnik istnienia IPN...

Reasumując, kłamca, sprzedawczyk, hiporkyta, faryzeusz... - w każdym razie wg moich standardów. Sprzedawczyk będzie wybielał sprzedawczyka - syptomatyczne. Co mogę powiedzieć, dziwnym by było, gdyby kurwa na stare lata została zakonnicą...

Brak komentarzy: